Jak na Wong Kar Waia, to może i faktycznie bez szczególnej rewelacji,
ale jak na filmową historię miłosną (na szczęście nie jest to komedia
romantyczna), całkiem sympatycznie... Oczywiście, będąc fanem tego typu
kina - całej tej poezji czasu, nietypowego obrazowania, specyficznych
dialogów - łatwiej się go odbiera. To nie jest skomplikowana historia,
wiadomo też, jak musi się skończyć. A jednak po seansie czułem się jakoś
lepiej i pogodniej. Bardzo prosty i czytelny film, któremu z pewnością
daleko do "Spragnionych miłości" czy "Chunkinkg Express", ale przeoczyć
go trochę jednak żal. Poszedłem, nie żałuję. O nudzie nie ma mowy,
zważywszy że seans trwa tylko 90 min. Wystarczy patrzyć na ekran w miarę
uważnie. Choć entuzjaści "Cesaży owaduf" faktycznie mogą się czuć
ździebko zaskoczeni.