To, że bohaterka kilka razy zmieniała miejsce zamieszkania nie czyni jeszcze tego filmu kinem drogi. A na takie się właśnie nastawiałam. Film zbyt statyczny, monotonny i nużący, bez chemii, pazura czy czegokolwiek, co mogłoby mnie obudzić. Momentami ociera się nawet o banał. A Jones niech lepiej pozostanie przy śpiewaniu, bo jej aktorstwo jest drewniane. Nie wiem, czy to jej wina, czy kiepskiej roli, w jakiej została obsadzona. Jak dla mnie nie jest tu ona główną bohaterką, raczej pasywną obserwatorką, więc okazji do wykazania się miała niewiele. Snuje się tylko po ekranie, zdobywając wątpliwej jakości doświadczenia. Co na plus? Oczywiście zdjęcia (ale to żaden wyjątek w twórczości reżysera), świetna gra Portman oraz urzekająca ostatnia scena.
Hmmm... nie wiem dlaczego spodziewałaś się filmu drogi. Z tym, że brakowało mu pazura zgodzę się, jednak nie uważam żeby był nużący. Dla mnie ma sporo ze swojego klimatu, chociaż nie jest to już Wong z dawnych lat. Zdecydowanie urzekające zdjęcia, świetna gra Portman i Reisz- takie właśnie elementy wpływają u mnie na pozytywny odbiór produkcji.