Warto było czekac na ten film. Uwielbiam Kar-Waia, głos Norah Jones, kino drogi. Ten ostatni gatunek może jakoś przypadkiem był domeną mężczyzn, a bardziej: poszukujących swojego kawałka sensu chłopców jak ostatnio większy niż życie "Into the Wild" czy trochę inaczej o tym samym żonglując konwencjami mówi Jarmusch w "Truposzu", kolejnym z moich ulubionych. Oczywiście nakręcono wspaniały manifest feministyczny "Thelma i Louise", acz tak naprawdę w kinie na palcach u ręki można zliczyc kiedy filmowcy pozwolili bohaterce na taką ucieczkę w nieznane. U Kar-Waia dziewczyna wyrusza w podróż, by przejrzec na oczy, zagoic złamane serce i wreszcie dojrzec do miłości korzystając z burzliwych doświadczen poznanych "w drodze" ludzi. Bardzo intesywnie i dużo łez się leje w tej historii, co może przytłaczac, ale to życie właśnie. Norah Jones w tej smutnej bajce nie przekonuje, ale może na swoj sposób taki naturalizm pasuje do tej postaci. Z drugiej strony błyszczą David Strathairn i Natalie Portman. Brakowało mi czegoś takiego. Smakowicie sfotografowane, urzekająco wyciszone, kojące dla ucha i, co najważniejsze, inspirujące.