Witam, myślę, że na Walentynki ten film powinien sprawdzić się idealnie, na pewno okaże się dużo lepszy od produkcji serwowanych nam na 14. lutego w ostatnich latach. Gwarantuje nam to chociażby osoba reżysera i obsada aktorska. Reasumując, ja ze swoją dziewczyną się wybieram;)
No mam nadzieję, że masz rację, bo też się wybieramy właśnie na Jagodową miłość w Walentynki i wolałbym, żeby nam się podobało ;) Ale taki przyjemny temat, o miłości itp. to chyba będzie OK.
swoją drogą ciekawe, że dopiero na te walentynki się ukazuje w Polsce, bo ja oglądałam go już kupę czasu temu... no tak światowa premiera była w 2007...
To jest straszne. Film Wong Kar-Waia reklamowany jako romantyczna historia na walentynki!! Świat się kończy :/
:) trochę jest w tym racji :) biorąc pod uwagę, że polscy dystrybutorzy na walentynki serwują publiczności kiepskie komedie romantyczne, a tu taki film :)
Szkoda, że z takim spóźnieniem...
Ale czy to źle? Może właśnie przez to ludzie poznają jego twórczość. Przecież to nie kolejna głupia komedyjka w stylu Zakupoholiczka czy coś takiego, tylko wspaniały film świetnego reżysera. Jestem na TAK!
"To jest straszne. Film Wong Kar-Waia reklamowany jako romantyczna historia na walentynki!! Świat się kończy :/ "
Dokładnie.
Tak, to straszne, zgadzam się... wybierałem się na ten film z dziewczyną z zamiarem obejrzenia mało wymagającej głupkowatej komedii romantycznej, bo tego można się spodziewać po filmie reklamowanym jako 'walentynkowym'. Zawiodłem się i to strasznie, bo film okazał się być ambitny, chwilami ciężkawy. Gdybym ocenił go pod wpływem rozgoryczenia i rozczarowania dziewczyny, z którą się wybrałem, obraz otrzymałby coś koło 4. Podejrzewam, że gdybym obejrzał to sam, to film pozostałby na długo w mojej pamięci i pewnie w tym momencie rozpływałbym się nad jego geniuszem. Próbując wyzbyć się tego niechętnego nastawienia, które w zasadzie jest winą polskiego wydawcy (już sam tytuł...), to film jest z pewnością ciekawy, wielowymiarowy, przedstawia wiele ciekawych przemyśleń. Niestety, dobry pomysł zabity jest przez trochę chaotyczny scenariusz i dramatyczne, fatalne wręcz przestoje, tak długie, że z łatwością można przysnąć (niczym w Joe Black). O połowę krótszy byłby znacznie ciekawszy, łatwiejszy w odbiorze i (moim zdaniem) bardziej wartościowy. Naturalnie, zabieg ten miał zostawić oglądającemu chwilę czasu na przemyślenia, ale tu było tego zbyt dużo i za długo. 6/10