Wong Kar-Wai na swe anglojęzyczne "wejście" wybrał typowo amerykański gatunek filmowy, jakim jest kino drogi. wybór swietny, gorzej już ze zbudowaniem na jego podstawie pomysłu i jego wykonaniem. "Blueberry Nights" to taka kameralna, prowadzona w powolny sposób opowiastka o miłosci. nawet sympatyczna, ale niesamowicie banalna. plus ta "terapia uzależnień"! co to miało być? najpierw alkoholik, potem hazardzistka, gdyby pozwolono reżyserowi na dłuższy film to z pewnością wepchnąłby jeszcze narkomana. nie wiem też co specjalnie z całej tej historii wynika, ale już mniejsza z tym. istotne że "BN" to obraz do szybkiego zapomnienia - rzecz miałka i przeciętna.