Co za gniot. Sztuczna, dęta, pretensjonalna podróba. Jak tandetna błyskotka na bazarze owinięta w pazłotko.
Zaczyna się dość ciekawie i klimatycznie. Otóż sława światowego formatu nie wytrzymuje presji i ucieka na koniec świata, w malowniczy, surowy, piękny zakątek Szwecji, gdzie poznajemy lokalną społeczność, która to społeczność jak każde odizolowane od świata enklawy ma swoje skrywane grzeszki. Ale z czasem robi się coraz gorzej.
Plastikowi, nieznośnie jednowymiarowi bohaterowie i niewiarygodne zachowania.
Teatralność emocji i ich okazywanie godne brazylijskiej mydliny.
Obrazki, które aż krzyczą: „Tu się widzu powinieneś wzruszyć. A tu zachwycić. A tu przejąć”, w stylu uszczęśliwiony bohater pedałujący w gromadzie dzieciaczków na rowerkach, prezentujących roześmiane słodkie buźki.
Fabuła naciągana tak strasznie, że mało się taśma filmowa nie porozrywała.
Zwłaszcza finałowa scena [pardon za spojler], w której okazuje się, że w zabitej dechami wiosce trzy czwarte mieszkańców jest obdarzone takim talentem wokalnym, że porywają profesjonalne chóry na prestiżowym międzynarodowym koncercie i jak w holiłudzkiej szmirze po kilkunastu sekundach „cała sala śpiewa z nami”. Nie wspominając, że jednym z liderów chóru jest upośledzony umysłowo chłopak a jedną z chórzystek 90-letnia babcia z aparatem słuchowym. No cóż, Beethoven był głuchy i nieźle sobie radził, dlaczego więc nie ona.
Do tego jeszcze bumbastyczne dialogi w stylu:
„Wszystko będzie dobrze. Musisz tylko w to wierzyć a tak się stanie”.
„Powiem ci coś, co od dawna chciałam ci powiedzieć. Męczyło mnie to przez 20 lat. Grzech nie istnieje”.
„Było nam kilka razy dobrze w łóżku ale nigdy nie dostaliśmy się do nieba”.
„Chciałem ci powiedzieć coś, czego nigdy jeszcze nikomu nie mówiłem. Od szkoły podstawowej jestem w tobie zakochany.”
„Widzę skrzydła anioła u ciebie”
„Byłam w kimś zakochana. On okłamywał mnie przez cały czas. To bardzo bolało, wiesz?” No kidding!?
I tak przeeeeez caaaały film. Wszystkie te „wielkie prawdy” o życiu walone z wdziękiem sparciałego wora kartofli o klepisko.
Nawet jeśli założyć, że nie miało to być nic ponad prostą bajeczkę „ku pokrzepieniu serc” to bajeczka napisana została wyjątkowo nieudolnie, zmieniając się w żałośnie patetyczną bujdę.
Szczerze odradzam, ja wymęczyłam się okrutnie. I musiałam ulżyć mojej frustracji niniejszym wpisem ;)
Zgadzam się ze wszystkim. Miałam podobne odczucia. Wszystko to mnie męczyło i raziło naciąganą historią. O ile na początku wszystko się ciekawie rozkręcało, o tyle później te wszystkie "dramatyczne" historie mieszkańców po prostu śmieszyły swoją sztucznością. To wszystko takie amerykańskie. A scena finałowa... ech, nadmierny wydumany patetyzm.
Bardzo się zawiodłam na tym filmie.
Gniot. Hmm... Dlaczego każdy film musi zaskakiwać czymś wspaniałym i niesamowitym albo raczej (jak wynika z Twojej wypowiedzi) wręcz przeciwnie - musi powiewać chyba nudą skoro nie może być żadnych "niecodziennych" elementów fabuły (a tak na marginesie - czy jest w tym filmie tak naprawdę coś NIEMOŻLIWEGO?) Zresztą - to tylko moje zdanie. Ale mimo wszystko - w tej "szmirze" można znaleźć coś naprawdę wartościowego. I to COŚ mi się bardzo przydało w swoim czasie. :) Chyba, że.... nie potrafisz?
kimkolwiek jesteś nie oglądaj filmów na kompie bo to jak widze odmóżdża to jest film kinowy!! tu nie ma huku eksplozji zagłuszających szum wentylatorka!!a poza tym jakie są twoje ulubione filmy?skoro ten tak sponiewierałaś bejbe a co do twojej frustracji najprawdopodobniej pochodzi z innego źródełka czy panna zna taką formułkę "wszystko jest poezja" czyżby ten film był wykluczony??!
Intucja Cię mocno zawodzi, bejbe, bo film oglądałam w kinie i nie mam raczej zwyczaju oglądania filmów na kompie. Z logiką też na bakier, bo wyciąganie wniosku o moim ślepym umiłowaniu eksplozji w filmach na podstawie negatywnej oceny tej pretensjonalnej papki nie ma żadnego uzasadnienia. Natomiast przekonanie o własnej przenikliwości funkcjonuje u Ciebie bez zarzutu. Dziękuję niniejszym za rzeczową psychoanalizę stanu mojego mózgu oraz źródeł moich frustracji i polecam się na bezpłatną sesję w przyszłości.
Jeśli chodzi o to, jakie filmy mi się podobają, możesz przeczytać na przykład tu:
http://www.filmweb.pl/Mistrzostwo,sztuki,filmowej.,temat,Topic,id=373240 [www.filmweb.pl/Mistrzos ...]
Eksplozji w tym filmie nie zauważyłam. Ale, ale, była krew rozpryskująca się na ścianie, to by niewątpliwie wyjaśniało mój zachwyt....
Zgodziłabym się nawet co do kilkunastu filmów z Twojej listy a trzy z nich należą do mojej pierwszej szóstki wszechczasów. W jednym z nich główny bohater mówi bardzo przekonywująco, że eksplozje są super... Jako że był to pierwszy film, który powalił mnie na kolana, zapewne spaczył mi gust na resztę życia...
;)
Intucja bejbe to cecha wybitnie kobieca,ale skoro oglądałaś go w kinie to dla ciebie bez różnicy skoro wkuwasz na pamieć teksty z filmu nawet nie zakładając że mogą nie być właściwie tłumaczone,czy ten film był dla ciebie karą?że tak go międlisz niczym znawczyni serialowych perypetii rodem z Ameryki Łacińskiej.P.S obiecuję że będe uzupełniac moje ulubione filmy może tym razem trafię w gusta archei 10/10,życzę udanych eksplozji ;->>> cokolwiek to znaczy.
Z Twoich ocen wnioskuję że dobre kino nie jest Ci obce, więc proszę nie zachowuj się jak burak i nie przyczepiaj się do kogoś, kto negatywnie ocenił film, który Tobie się spodobał. To już tylko ty masz prawo do jedynie słusznych ocen? Może więc potrzebujesz wstąpić do Pisu (o ile już w nim nie jesteś)
No dobra może babcie była przesadzona... ale Torego się nie czepiaj... często się zdarza że osoby upośledzone mają talent muzyczny lub plastyczny... tylko nie zawsze ich opiekunowie potrafią właściwie nim pokierować
Filmy skandynawskie albo sie czuje albo nie... Tu nie chodzi o realizm scen... To chodzi o czucie... Jeśli troche tego komus brak.. Patrzeć na ten rodzaj filmu z zewnatrz, a nie od środka, to jak oglądanie witraży... z zewnatrz wygladaja obskurnie i czarno...... Nie dziwią więc potem takie komentarze...
Mnie cieszą takie komentarze. Bo mam nadzieję, że kino skandynawskie nie będzie w kązdym multipleksie o każdej godzinie. Im mniej osób lubi tym lepiej.
A co do samego wpisu - absurd, krajobraz i prostota rozwiązań, w każdym filmie skandynawskim to dostrzegam, również w tym. I dlatego moim zdaniem był świetny.
Jedynie w kinie skandynawskim nie przeszkadzają mi bajkowe rozwiązania i to, że widz wie czego się spodziewać. Bo jest kilkanaście innych sytuacji, których nie rozumie, nie spodziewa się lub które wydają się tak głupie, że aż śmieszne.
Mieszkałem trochę w Szwecji i jakoś zawsze tak było, że zakończenia różnych moich perturbacji może nie były bajkowe, ale zawsze szczęśliwe, może to dlatego, że ludzie w Skandynawii są dla siebie jacyś bardziej życzliwi, uczynni i mniej zagonieni niż tutaj, a może to czysty przypadek, nieważne. A sam film, muszę przyznać, że mnie ruszył i trafił w moje gusta.
A swoją drogą, to czytając ten post archei ( http://www.filmweb.pl/Mistrzostwo,sztuki,filmowej.,temat,Topic,id=373240 [www.filmweb.pl/Mistrzos...] ) przypomniał mi się film "Superprodukcja" ;-)
tez nie kupilam tego filmu, nie przekonal mnie, chociaz poczatek byl ok, to pozniej zrobilo sie niewiarygodnie. ciesze sie, ze ktos to widzi podobnie.
zamowilam sobie " cache" i mam nadzieje, ze nie pozaluje
Dziewczyno! Z czym do ludzi! Prostego filmu nie zrozumiałaś a za Ukryte się bierzesz... życzę powodzenia.
Oczywiście nie zgadzam się, że "Jak w niebie" jest złym filmem. Chyba pomyliliście to sobie z tym amerykańskiem gniotem o tym samym tytule...
Natomiast Cache - cudowne kino. Heneke wciąż w niesamowitej formie!
Masz racje. Film jest bardzo slaby, naiwny i banalny ale pomimo tego jakos przyciaga. Podobnie mialem z Kumplami i Hawaje, Oslo. To jest chyba egzotyka skandynawii, ze filmy takie mimo wszystko wciagaja.
Ja tylko po raz milionowy (co najmniej) powtórzę: ważniejszy od treści opowieści jest sposób jej opowiedzenia. Historia istotnie oryginalnoscią nie grzeszy, prawdopodobieństwem również (chociaż podobne historie się zdarzały), lecz opowiedziana jest w taki sposób, z takim wyczuciem, że autentycznie porywa. No, ale wiadomo: nie każdego. Mnie tak.
W tym filmie nie chodziło o to, żeby logicznie, precyzyjnie i czysto technicznie albo ze 100 % prawdopodobieństwem oddać to,co spodziewałeś/łaś się obejrzeć (choć w zasadzie też tego nie piszesz- c. Co z tego, że w skład chóru wchodzą osoby, które uznajesz za nieudolne ról, które im przypisano (patrz: babcia czu uposledzony). Jeśli chodzi i dobór postaci to chyba chodziło raczej o to, żeby urozmaicić postacie (ileż można w koło oglądać "pięknych, młodych i utalentowanych"?), być może zainteresować różnych widzów. Ogólny wydźwięk nie jest "ku pokrzepieniu serc", bo co tu może pokrzepiać- zapisz się do wiejskiego chóru, a pojedziesz na festiwal "Let the people sing"? W filmie chodziło raczej o to, jak działa szczerość i otwartość między ludź,że jeśli dusisz coś latami to emocje wyjdą; jeśli kogoś i siebie oszukujesz (patrz: pastor), to też daleko z tym nie zajdziesz. Dobrze przedstawiony proces grupowy (członkowie chóru zbliżają się do siebie i zobacz jak zachodzi dynamika grupy).Co też było metaforycznie dość dobrze ukazane jak przenosi się to na efekty pracy z grupą. Dobrze przeprowadzona jest analiza postaci prowadzącego chór.Nie wiem,ale mam wrażenie nie zwróciłeś na te kwestie wcale uwagi.Dziwi mnie podejście niektórych ludzi do treści oglądanych filmów-że jak jest o ciepłych uczuciach między ludźmi to zaraz film musi być określony jako "gniot"...Dlaczego?
Arrchea ma rację...złapałem się na jego 4 gwiazdkową notę , ale go nie kupiłem...Temat ważny i ciekawy ale z ekranu wiało nudą ( dobrze ,że było w barku jeszcze trochę whisky - bo nie umiałbym sobie wytłumaczyć po co go jeszcze ogladam). Z drugiej strony przychylam się do opini niektórych, że kino skandynawskie należy poczuć. Ja z pewnością jeszcze go nie poczułem i droga do tego daleka, ale -bez żartów -podobnie było z kinem czeskim - oryginalnym na swój sposób a po pewnym czasie poznawania nad wyraz interesującym. No, ale Czesi mają jednak "swój humor" i swój sposób oglądania świata. W "Jak w niebie" najgorsza była bablanina i amatorszczyzna aktorska.