Zaliczanie tego do sci-fi jest potwarzą dla tego gatunku. To prędzej film młodzieżowy z paroma efektami specjalnymi, zresztą niespecjalnie dobrymi.
Byłem w stanie dotrwać do około 25-tej minuty filmu, kiedy to jakaś laska pokazuje szafkę tytułowemu kosmicie. Nie dziwię się, że jego rodzaj wymiera, skoro jako jego przedstawiciel, nie jest w stanie znaleźć swojego miejsca na garderobę.
Z obejrzanych fragmentów wynika, że postać tytułowa jest niezmiernie ważna w kontekście przetrwania gatunku, a jego specjalność dostrzega nawet pies, tudzież jego nauczyciel posiadający magiczny artefakt (dla niepoznaki pozłacany).
Sceny przeplatane są klatkami zerżniętymi z innych filmów (np. dziewczyna spokojnie spacerująca na tle wybuchającego baraku) jak i dialogami. Zresztą reżyser nie pozostawia wiele czasu do namysłu, zmieniając ujęcia szybciej niż uderzenia skrzydeł kolibra.
Jak już zaznaczyłem, dotrwałem zaledwie do 25-tej minuty filmu, tracąc nadzieję na to, że film przedstawia jakąś ciekawą koncepcję świata science fiction. Nie wspominając już, że "przygody" bohatera to kopia historii Supermana (chłopak nie zna swoich rodziców, jest wychowywany przez opiekuna, pochodzi z innej planety, itp.)
Mógłbym tak dalej w ten deseń, ale nie jestem w stanie obejrzeć choćby minuty tego filmu więcej.
Ja wysiadłem w momencie gdy koleś nie miał pojęcia co to takie cudo zwane "wielki wóz" czyli ok 5 min :) . Może chciał zaimponować dziewczynie będącej z nim w morzu, coby bidulka poczuła się mądrzejszą - nie wiem. Nie mniej dotrwałem do końca i.... kolego tokashh z czystym sercem chciałbym poinformować Cię, że nic nie straciłeś :) Pozdrowienia
A co w niej złego? Laska umiała się teleportować, potrafila również stworzyć pole siłowe... takie skomplikowane?
Znawcy kina sie znaleźli, uwielbiam takich malkontentów, którzy piszą o czymś o czym pojęcia nie mają. Wyśmiewasz pewne wątki, które zostają doprecyzowane później, skoro więc decydujesz się je wyśmiewać, to może jednak wytrwaj do końca, bo sam stajesz się smieszny.
Oj żaden ze mnie krytyk, dlatego oszczędziłem sobie dalszego seansu. Takie filmy to dla mnie prawdziwa katorga - dosłownie można przewidzieć, co się będzie działo w danej scenie oraz w dalszej części filmu. Dlatego nie widziałem sensu oglądania tego filmu.
Zresztą, kilka następnych osób, które się tutaj wypowiedziały, potwierdziło moje przypuszczenia, że fabuła tego filmu jest dziurawa niczym polska dziura budżetowa. Najbardziej wkurza, że wszystko w tym filmie jest wtórne. W tych obejrzanych przeze mnie scenach nie ma zupełnie nic nowego.
Quentin Tarantino pokazał, że można kopiować z innych filmów i robić to z głową. Być wręcz mistrzem. Reżyser tego filmu kopiuje, ale z takim skutkiem jak gdyby kopiował tą samą taśmę po raz setny. Przez te dwadzieścia parę minut tylko to widziałem - ograne sceny z innych filmów. Nie spodziewałem się niczego więcej, dlatego film wyłączyłem.
Zamierzam ten film wyrzucić z głowy, dlatego resztę odpowiedzi w tym wątku pominę milczeniem. Pozdrawiam.