Val Kilmer stacza się w poszukiwaniu zemsty na mordercach żony. Początek jest obiecujący, ale potem niestety, nawiązując do oryginalnego tytułu, rzecz zaczyna tonąć w morzu schematów. Są niby zwroty akcji, ale z gatunku tych łatwych do przewidzenia. Na nudę nie narzekałem, są "smaczki" (zwłaszcza Vincent D'Onofrio "daje czadu"), ale, szczerze mówiąc, liczyłem na coś bardziej mrocznego, cięższego w odbiorze. Tymczasem tonacja filmu jest raczej lekka, przykrojona do norm kina rozrywkowego. Wkurza też fakt, że niby historia rozgrywa się w środowisku ćpunów, a główny bohater to ostry "fukacz", ale ani razu nie widać, żeby był naprawdę nawciągany. "Wizja" reżysera czy po prostu olewka ze strony Kilmera, który tym razem nie przyłożył się do budowania roli? Jakby nie było, zdecydowanie ogołaca to film z realizmu, bo to całe "dno" w jakim znajdują się postaci jest raczej dosyć spokojne i czyściutkie. Jako mało wymagające kino akcji/thriller na wieczór - może być, bubel skończony to nie jest, ciężko mimo wszystko oprzeć się wrażeniu, że z tematu dałoby radę wykroić coś z "prawdziwym kopem". Szóstka gwiazdka tylko z sympatii dla Vala.