Wg mnie film ten jest hołdem nadziei, patetycznie ujęte, ale od serca...) Powód: W sprzyjających temu uwarunkowaniach historycznych wszystko zmierza ku rozpadowi, dezintegracji fizycznej i duchowej bohaterów. I nagła nuta optymizmu, niejasnego przeczucia nowego początku w ostatniej scenie filmu....
Nie do zapomnienia.
Ostatnia scena raczej nadziei nie daje. Świat pogrąża się w szaleństwie, swastyki mnożą się się na rękawach gości.
Nie do końca. Film jest opisem rozkładu moralnego, jakiego doznała Republika Weimarska i ostrzeżeniem przed podobnym rozkładem w czasach współczesnych.
Zupełnie nie widzę ostrzeżenia przed rozkładem czasów współczesnych. Moim zdaniem, taka interpretacja to nadużycie.
Cóż za absurd. Republika Weimarska to kraj wolnych ludzi. Kabaret to wolność. Rozkład i dezintegracja to nazizm, który niszczy człowieczeństwo, radość, który przynosi radykalne zło.
Wolność totalna, oznacza przyzwolenie na wszystko. Brak praw i obowiązków, tylko kaprys chwili decydował o wszystkim. Jeśli posiadało się tylko pieniądze, jak zresztą w filmie wspominano. Nazizm wprowadzał porządek, i ład. Dawał obietnicę lepszej przyszłości dla młodych, i tych, którzy nie byli bogaczami. Sztywne, i brutalne egzekwowanie prawa.
Nieco podobnie, a jednak, zupełnie inaczej. Komunizm w założeniu gwarantował równość społeczną. Nazizm, bądź Faszyzm, w założeniu nie równał ludzi. Byli równi wobec prawa, ale nikt nie twierdził, że naukowiec ma zarabiać tyle, ile robotnik. No i dochodziły kwestie rasowe, gdzie o równości już nie mogło być mowy.
Ta "równość" w Sowietach była przecież fikcją. W zależności od statusu społecznego i narodowościowego ludzie byli traktowani odmiennie. Nie mam też wrażenia, że profesor czy naukowiec musiał zarabiać tyle ile robotnik.