Obejrzałem go wczoraj 2 razy i dziś raz, a wcześniej łącznie z 15 i wciąż mnie hipnotyzuje. Żaden inny film tak na mnie nigdy nie działał. Najwspanialszy w filmie jest Joel Grey - mogę na niego patrzeć bez końca. Potem Liza Minelli - najbardziej urocza brzydula kina. Świetny Helmut Greim jako błękitnokrwisty zblazowany czaruś. I Fritz Wepper - pocieszny poczciwina. Genialna muzyka, dobry scenariusz, film w zasadzie pozbawiony słabych punktów. Zdecydowanie arcydzieło.