PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=106416}

Kandydat

The Manchurian Candidate
6,8 24 440
ocen
6,8 10 1 24440
6,3 7
ocen krytyków
Kandydat
powrót do forum filmu Kandydat

7/10

ocenił(a) film na 7

Dramat, Thriller, Sci-Fi. O tym ostatnim chyba ktoś zapomniał.
A tak poza tym, to świetnie się film ów ogląda. Jest klimat, jest napięcie i przede wszystkim jest rewelacyjna ścieżka dźwiękowa. Obsada znakomita. Meryl Streep zagrała bombowo. Taka Evil Hillary ;) Washington i Schreiber również świetni. Wspaniała kreacja Simona McBurney'a. Szkoda, że nie pograł chwilę dłużej. Na koniec w roli łyżki dziegciu beznadziejna Kimberly Elise. Wywalała te swoje gały niczym żaba, której ktoś słomkę w ... wsadził. Zdecydowanie najsłabsza strona filmu.

Jeżeli chodzi o fabułę, 'Kandydata' można postrzegać na dwa sposoby:
a) absurdalną wizję teraźniejszości, w którą skłonni będą uwierzyć jedynie najbardziej naiwni miłośnicy teorii spiskowych
b) luźną i mocno przerysowaną wizję przyszłości stworzoną na potrzeby niesienia rozrywki dla widza/ odbiorcy, bez większego przesłania ani ostrzeżenia.

Osobiście wybieram wersję drugą, tym samy uznając film za dobry, przyjemny i wart polecenia. 7/10

ocenił(a) film na 10
navi69ator

Trudno się z tym zgodzić, zarówno z podpunktami a) i b).

"Kandydata" Jonathana Demme cenić należy właśnie za staranność i wiarygodność, tak w przedstawianiu kampanii wyborczej, jak i kreowania wizerunku kandydata, a nawet sterowania opinią publiczną za pomocą wszędobylskich mediów.
I to jest w tym filmie takie przerażające.
Wiarygodność.

Reżyser niczego tu nie wuostrza, nie deformuje. Relizuje obraz w skali 1:1. Ulice, domy, mieszkania, wszystko jest tu pospolite, normalne. No i przede wszystkim ruchome obrazy wysyłane z telebimów i telewizorów, które bombardują obywateli na ich ulicach, w mieszkaniach, metrze. Konstruują ich wyobrażenia, pragnienia, potrzeby.
Sam proces tworzenia kandydata reżyser przedstawia pieczołowicie i na tyle wiarygodnie na ile jest to możliwe, w skądiąd filmie przecież o praniu mózgów. Reżyser imponuje biegłością (choć to też nie zaskakuje biorąc pod uwagę dorobek tego wybitnego, choć rzadko odzywającego się twórcy) z jaką porusza się po temacie syndromu piechoty morskiej. I procesu konstruowania sobie przez USA kolejnych wrogów i dokonywania na nich inwazji, a potem za pomocą mediów argumentowania, że było to potrzebne dla zachowania bezpieczeństwa narodowego.
Reżyser zabiega o wiarygodność nawet w najbardziej nieprawdopodobnej strunie opowieści, jaką jest sterowanie umysłami.

W istocie jest to przejmujący film o ludziach w trybach polityki, władzy, mediów.

Także od strony aktorstwa film imponuje.
Denzel Washington tworzy w tym filmie bodaj najlepszą rolę w swojej karierze. Zarazem silny i słaby. Zdecydowany i nieporadny, zdrowy i chory (scena w pociągu). A i kazirodcza Meryl Streep znów zaskakuje swym talentem.
Trudno też się dziwić, że LIEV SCHREIBER przez długi czas był typowany do Oscara za rolę tytułową (Akademia ostatecznie powstrzymała się przed tą decyzją ze względu na fakt, że film ten jest remakiem). Szkoda, bo to remake przewyższający oryginał. Opowiedziany z niespotykaną dyscypliną.
Najmilszym zaskoczeniem jest tu jednak właśnie KIMBERLY ELISE. Aktorka znana z wcześniejszego filmu Demme'a "POKOCHAĆ" tym razem gra Eugenie/Rosie. Gra w sposób o tyle niezwykły, że wydaje się taka krucha, a okazuje się agentką FBI. Ta transformacja wychodzi jej tak płynnie, że szok jest nieunikniony.

Z perspektywy czasu film niedoceniony. A mądry.
Uznać, że jest to film "bez większego przesłania ani ostrzeżenia" to albo nie dostrzec tych wszystkich zalet i intencji twórcy, albo po prostu być na nie ślepym. A już nazwać go przyjemnym to conajmniej dziwne. Akurat przyjemny to on nie jest ( jest tak "przyjemny" jak "Milczenie owiec", "Filadelfia", czy "Pokochać"). To film z gruntu posępny. Nie silący się na optymizm i z wątpliwym happy endem (czy można usunąć szkody wyrządzone w ludzkim umyśle?)

Eugenie.

ocenił(a) film na 7
AutorAutor

Wiarygodny? A to dobre :) Historia w filmie nie przekonuje mnie w najmniejszym stopniu. Pranie mózgu to jedno, a wszczepianie kosmicznych implantów to drugie. Pod tym względem od 1962 nic się nie zmieniło.

"W istocie jest to przejmujący film o ludziach w trybach polityki, władzy, mediów."
? To o czym piszesz, jest tylko pobieżnie zarysowanym tłem poczynań głównych bohaterów. Wynoszenie go na pierwszy plan to jakiś absurd.

"Ta transformacja wychodzi jej tak płynnie, że szok jest nieunikniony."
Jaka znowu transformacja? Problem w tym, że po ujawnieniu swojej tożsamości ona nie przestała być "krucha". Co to za agent FBI, który jest tak słaby fizycznie jak i psychicznie? Gra pani Elise jest równie "wiarygodna" jak cały ten film...

"Milczenie owiec" jest filmem niesamowicie przyjemnym.

ocenił(a) film na 10
navi69ator

Implanty wszczepia się psom (dla lokalizacji). Sądzę więc, że niestety można i ludziom.
Wbrew pozorom nie ma w tym już niczego fantastycznego.
Ludziom pod nadzorem policji już zakłada się elektryczne obręcze.
A to że ciebie taka wizja rzeczywistości nie przekonuje, nie ma już żadnego znaczenia. To twoje indywidulne odczucia. Masz do nich prawo. Ale nie unieważnia to wiarygodności, prawdopodobieństwa tego filmu. I dlatego jest on taki bolesny w odbiorze. Bo przekonująco mówi, że jest to możliwe. A przynajmniej, że świat zmierza w takim kierunku.
Niewesoła konstatacja. Dla ciebie może przyjemna. Dla mnie nieszczególnie.

ocenił(a) film na 7
AutorAutor

O ile dobrze pamiętam, w filmie była mowa o co najmniej dwóch typach implantów. Jeden podskórny, który nasz bohater sobie wygrzebał, a drugi podczaszkowy (w jednej scenie 'doktorek' wprowadzał go 'kandydatowi'). Oba wykonane w jakiejś niesamowitej/niemożliwej (kosmicznej? ;)) technologii i lokalizacja właściciela z pewnością nie była ich (jedynym) celem.

Odnośnie przyjemności, bardziej miałem na myśli przyjemność z oglądania, a nie, że ekhm... film taktuje o rzeczach miłych ;) Ot, "Kandydat " zrobiony został na przyzwoitym poziomie i ogląda się go po prostu dobrze. Nie zmienia to faktu, że większych wartości w nim nie dostrzegam.

PS Jak film jest dla ciebie bolesny w odbiorze, to może lepiej go nie oglądaj ;)

ocenił(a) film na 10
navi69ator

Nie rozumiem dlaczego uważasz, że procesy wszczepiania implantów tak pod skórę jak i pod czaszkę są:
"wykonane w jakiejś niesamowitej/niemożliwej (kosmicznej?) technologii".
Nie dostrzegam tu niczego kosmicznego. Klasyczne wręcz laboratorium z lekarzem i obsługą.
Operuje się guzy na mózgu za pomocą wierteł i laserów. Nie wydaje mi się nieprawdopodobne stosowanie tej technologii do umieszczania implantów.

Fantazją (mam nadzieję) jest już faktycznie to, że jak piszesz "lokalizacja właściciela z pewnością nie była ich (jedynym) celem", ale na ile fantazją też nie nam to stwierdzać, bo nie jesteśmy naukowcami (a przynajmniej ja nie jestem) i nie wiemy na jakim etapie są badania nad ludzkim umysłem i próbami jego korygowania (choćby w walce z Alzheimerem).
A przynajmniej ja nie wiem, bo nie jestem naukowcem.
Po prostu uważam to za prawdopodobne.
Nie kosmiczne.

Co do przyjemności, można dokonać twardego podziału na filmy, które dają przyjemność z obcowania z nimi (kino rozrywkowe) i na takie, których nie jest to celem (kino artystyczne). Ale prawdą jest, że jednym przyjemność daje to pierwsze kino, innym to drugie. W zależności od potrzeb.
I rzeczywiście są też filmy które dają przyjemność z obcowania z nimi, choć nie są to filmy przyjemne. "Kandydat" to nie jest film do podobania w swej refleksji. Boli mnie i skłania do namysłu. Zarazem opowiedziany jest tak zajmująco, że... mi się podoba. Chcę do niego wracać, odkrywać go na nowo. W tym sensie jest przyjemny, ale tylko w tym.
To przykład najlepszej amerykańskiej szkoły filmowej - można w taki sposób opowiedzieć nawet najbardziej przygnębiającą, pozbawioną nadziei opowieść ("Lista Schindlera", "Filadelfia", "Kasyno").

No, a to, że ty nie dostrzegasz w tym filmie większych wartości to już twoja sprawa.
Mi ten film zadał wiele frapujących pytań i nie dał na nie jednoznacznych odpowiedzi.
Dlatego pozostaje ciekawy.

Trzeba pamiętać, że reżyser tego filmu to artysta osobny. Osiągnął w Hollywood wszystko, a jednak pozostał na uboczu. Odzywa się tylko wtedy, gdy ma taką potrzebę. Podpisał filmy tak intrygujące i żywe jak "Melvin i Howard", "Dzika namiętność", "Poślubiona mafii", "Milczenie owiec", "Filadelfia", "Pokochać", czy niedawny "Rachel wychodzi za mąż" (nie licząc słynnych dokumentów m.in. "Stop making sense", "Jimmy Carter: Man from Plains).
Nie jest to twórca, który odzywa się bez powodu.

Jakość samych dialogów w tym filmie wręcz zdumiewa:

- Powiedziałaś, że jak masz na imię?
- Eugenie
- A jak mówią na ciebie znajomi?
- Rosie. Wolę to imię. "Eugenie" jest zbyt kruche.
- Ale nie tak powiedziałaś. Powiedziałaś...
- Eugenie.
- Właśnie. Dlaczego?
- Może czułam się wtedy... krucha."


A już ostatnie zdanie które słyszymy, które kołacze się po głowie majora Marco...
"Na wojnie zawsze są ofiary, sir".
To jedno zdanie jest tak wieloznaczne, że spróbowanie znalezienia na nie odpowiedzi nie daje spokoju.

Nazywanie "Kandydata" ledwie rozrywką, przyjemnością, urąga mu.

ocenił(a) film na 7
AutorAutor

"Nie rozumiem dlaczego uważasz"
Ja zaś nie rozumiem, jak można nazwać arcydziełem film, którego się nawet wnikliwie nie obejrzało. Z filmu sporo już pozapominałem, ale dobrze pamiętam scenę, w której niesamowity przyjaciel Marco (dojść nie mogę, jak się nazywał), zachwycał się budową owego implantu. Także moje określenia nawiązują do słów jakie padły z ust bohaterów, a nie wynikające z mojego braku wiary w naukę ;) Ale do sterowania (kontroli) umysłem za pomocą osiągnięć techniki troszkę nam jednak jeszcze pozostało.

"bo nie jesteśmy naukowcami (a przynajmniej ja nie jestem)"
No widzisz, a ja jestem. Jestem inżynierem, naukowcem, wielkim znawcą sztuk wszelakich ( w tym i kina), jestem też bombowcem. I zaraz cię zbombarduję, jeśli nie przestaniesz sypać banałami! ;p

"Trzeba pamiętać, że reżyser tego filmu to artysta osobny. Osiągnął w Hollywood wszystko, a jednak pozostał na uboczu. Odzywa się tylko wtedy, gdy ma taką potrzebę."
Skromny! To się u nas ceni! Skromność przede wszystkim! A tak serio, to nawet najwięksi miewają swoje wzloty i upadki. Natomiast ocenianie filmu na podstawie dorobku jego twórcy (reżysera) jest podejściem dziwnym. Co prawda patrząc na znane i cenione nazwisko, można mieć wygórowane oczekiwania, ale dorabianie nowych ideologi, szukanie przesłań i wartości, tylko dlatego, że reżyserem jest taki, a nie inny, jest dla mnie niezrozumiałe. Jak ktoś nie potrafił przedstawić tematu w wystarczający sposób, to znaczy, że zrobił to źle i tyle.

Dialogi są dobre, ale bez przesady. Może gdyby w rolę Rosie wcieliła się inna, znacznie bardziej utalentowana i mniej ekhm... charakterystyczna aktorka, zmieniłbym zdanie, jednak na chwilę obecną nic mnie w tych tekstach nie porywa.

"Nazywanie "Kandydata" ledwie rozrywką, przyjemnością, urąga mu."
I zasłużenie :)

ocenił(a) film na 8
navi69ator

Co do punktu "a", to po prostu podszedles do tematu bardzo doslownie. Nie chodzi o montowanie w czlowieku czegokolwiek fizycznego, a zaprogramowanie umyslu tak, zeby kierowal czlowiekiem w sposob kontrolowany. Gdybys zechcial poszerzyc swoja wiedze na temat kontroli umyslu, wiedzialbys ze takie projekty mialy miejsce juz przed II wojna swiatowa i konczyly sie stosunkowo czesto powodzeniem. Film jest z typu obrazow, ktore maja uswiadomic widzowi, ze jest sterowany. Co ciekawe, sami sterujacy (telewizja) sie do tego przyznaja. Tak wiec naiwnym oraz ignorantem jestes ty, a nie ci, ktorzy interesuja sie tym co sie wkolo nich dzieje.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones