niestety, film oglądałem w przeświadczeniu "klasyka", obowiązkowej pozycji z domowej płytoteki, ale poza momentami z początku filmu, reszta jest absolutnie i poprostu nudna. Naleciałości azjatyckie są totalnie nużące (być może kwestia gustu), ale in "+" uznam, że druga część poza momentem, gdy Czarna Mamba dowiaduje się, że córka żyje, jest jeszcze gorsza niż pierwsza.... Moja ocena... 4 i ani kszty więcej...
Jak na film bez fabuły jest to rzecz zdecydowanie wciągająca - głównie dzięki sile obrazu i inteligentnym dialogom. Natomiast te "naleciałości azjatyckie" wcale nie są nużące (ja lubię Daleki Wschód w jego dbałości o estetykę i surowe zasady moralne) a podkreślają fascynację Tarantino kinem z tamtych właśnie rejonów, jest to swoisty hołd złożony przez niego temu kinu. Widać nie czaisz za bardzo sposobu filmowego preferowanego przez Quentina.
Kill Bill może byc troszkę trudny w odbiorze, jeśli ktoś ogląda go raczej bezmyślnie... Tarantino bawi sie różnymi konwencjami filmowymi, na które stylizuje poszczególne rozdziały. Nie należy traktować go dosłownie...
Z drugiej strony, jeśli nie przepadasz za Dalekim Wschodem,nie dziwię się że Ci nie podpasował. Kill Bille są zupełnie przesiąknięte ta klimatyką, Co dla Ciebie rzeczywiście mogło być nużące...
pozdr