Pewnie teraz wbijam kij w mrowisko, ale trudno, dyskusja musi być, żeby było ciekawie, więc wystawiam się na strzały fanów KB.
Mnie się film nie podobał. Zacznę od tego, że nie jestem fanką Tarantino i na Pulp Fiction po prostu...usnęłam, ale ponieważ mój brat jest zagorzałym miłośnikiem tego reżysera postanowiłam obejrzeć Kill Billa. Przez cały film zastanawiałam się, jakie on niesie przesłanie. Nie znalazłam żadnego, a przynajmniej żadnego pozytywnego. Film właściwie nie ma w sobie nic pozytywnego, pokazuje nieustającą masakrę, wszyscy bohaterowie są z natury źli, okrutni, podli i w dodatku wulgarni. Mnie akurat najbardziej zniesmaczyły sceny z tym salowym-alfonsem i z nastolatką-ochroniarzem-psycho patką. Wszyscy w tym filmie są wynaturzeni. Mam wrażenie, że Tarantino nakręcił film dla siebie samego- bo jemu się podobają japońskie filmy walki. Może już dość tych "hołdów", "remake'ów", "pastiszów" i "sequelów" a dla odmiany jakiś oryginał?
Z drugiej strony musze przyznać, że film jest ciekawy i ma kilka naprawdę dobrych scen- scena w domu tej Murzynki, kiedy przychodzi jej dziecko jest fenomenalna- ale ogólnie, dla mnie, podpada pod kategorię jatek. Po filmie zalecam obejrzenie jakiejść starej bajki Disneya dla odreagowania :)