Tarantino chcial pokazac ze azjatyckie kino nie jest jedyne w swoim rodzaju, nie jest czyms niezwyklym, kazdy moze zrobic film o karate. On zrobil to w iscie hoolywodzkim stylu. poco jeden mistrz ma walczyc z 40 innymi karatekami skoro moze z 400, dlaczego pokonujac wszystkich nie ma krwi a wszyscy nie zyja, skoro moze tryskac wszedzie z kazdej czesci ciala... a poza tym film w jego stylu: animowane wstawki, inwersja czasowa. Wg. mnie film genialny w swojej prostocie!