Kill Bill to bez wątpienia najlepszy film Quentina i znakomity film akcji. Za niska ocena na film webie.
Najlepszy film Tarantino w sumie dwa najlepsze to PF i wściekłe psy a reszta jaego twórczości to jak dla mnie pomyłka . Co nie zmienia faktu , że twierdze ze jest dobry reżyserem
Widocznie nie każdy przepada za fikołajkami na 4 metry, bieganiem po mieczach trzymanych w rękach wrogów, łamaniem podstawowych praw fizyki i wszystko to po wybudzeniu z kilkuletniej śpiączki. Według mnie film to prawie nieporozumienie.
Całe szczęście, że takich bzdur nie było w Avatarze Camerona, bo inaczej nie mógłbyś mu dać 9, no nie?
albo komary wylatujące z gęby wielkiego murzyna, mam na myśli Zieloną milę którą ocenił 9/10
dla mnie za to nieporozumieniem jest traktować ten film na serio i narzekać na brak realizmu.
Co do najlepszego filmu Tarantino to raczej jest nim Pulp fiction ale Kill Bill spokojnie łapie się od pierwszej trójki
Chyba nie mówisz serio albo najadłeś się czegoś. Avatar to jest stricte fantastyka, 9 dałem za rewelacyjną fabułę, innowacyjność, niesamowite przesłanie i właśnie dosyć spory realizm, oczywiście na polu fantastyki naukowej. Fantastyka naukowa to inna sprawa jak fantastyka w dajmy na to Transformers, wiesz? :) Muchy z japy murzyna w Zielonej Mili to może faktycznie zbędny bajer, widziany ze 2 razy w całym filmie, ale to nie jest jego podstawa. Uzdrowienia się zdarzają, niektórzy ludzie mają ponadprzeciętne i niewytłumaczalne zdolności z punktu widzenia dzisiejszej nauki, muchy przesadnie miały to nakreślić, ale nie powiesz chyba, że nie wyniosłeś z tak głębokiego filmu nic oprócz tych much. Kill Bill w przeciwieństwie do Avatara miał być realistycznym kinem akcji i co gorsza robionym na poważnie, a według mnie to gniot pełen idiotyzmów typu skakanie jak na trampolinie na mieczu zdziwionego szermierza. Zabiłeś mnie człowieku porównywaniem filmów tak najeżonych ukrytymi przesłaniami, które można rozważać tygodniami po seansie, zrealizowane z kunsztownością godną renesansowego mistrza i których zapewne w życiu się już nie doczekamy do gniota o blondyneczce, która macha mieczykiem. To wszystko w tym filmie. Druga sprawa jest taka, że szczytem mistrzostwa jest umieć zawrzeć w filmie trochę tandety parodiując kicz, ale nie psując całego filmu, tak jak przykładowo w Hobo with a Shotgun lub Machete, a czym innym jest podać na tacy zwiędłego suchara i czekać na zachwyt nad arcydziełem. Marketingowy rozmach i medialna podnieta tym filmem wskazuje na to drugie.
''Kill Bill miał być realistycznym kinem akcji i co gorsza robionym na poważnie''
- hahahahahahaha, mało co się nie zesrałem ze śmiechu jak to przeczytałem... Tarantino i kino na poważnie?
Kill Bill właśnie tak miał wyglądać, były robiony w tym takim stylu czyli krwawe, widowiskowe i nierealistycznej konwencji komiksowej, typowo-nierealistyczne, przerysowane postacie. Całość jako forma jest wyrazem artystycznym, często ocierającym się o pewien typu kicz ale daleko mu do tandety. Filmy te są typowo przygodowe, wręcz komiksowe. Znajdują mnóstwo amatorów w grupach szukających kina niekonwencjonalnego. Szukających wrażeń wizualno-dźwiękowych. Filmy mimo, że o pewnego rodzaju kicz się ocierają są prawdziwymi dziełami sztuki jeśli chodzi o budowę klimatu, połączenie obrazu i dźwięku. Po za tym nie wiem czy wiesz ale Kill Bill nawiązuje do legendarnych filmów kung fu jak "Lady Snowblood", "Gra śmierci", "Mściciele z klasztoru Shaolin", ''Wu Du'' które również były robione taki stylu więc twierdząc, że Kill Bil miał być robiony na poważnie się tylko niemiłosiernie skompromitowałeś.
Również głupotą w przypadku Kill Bill doszukiwanie się jakiegoś przesłania. Przesłania to są może potrzebne ale w filmach typu Zielona mila, czy Avatar ale w filmach z gatunki akcja-thriller. To że film nie ma przesłania to nie jest żadna wada, jakby popatrzeć na to wiele filmów uznanych za arcydzieła nie ma żadnego przesłania np. Ojciec chrzestny, Pulp fiction, Milczenie owiec, thrillery Hitchcocka, Westerny, Przygotówki.
''Muchy z japy murzyna w Zielonej Mili to może faktycznie zbędny bajer''
- a mysz robiąca sama z siebie różne sztuczki to też może nie było przerysowane?
Chyba żaden film Tarantino nie był robiony "na poważnie". Przynajmniej żaden z tych, które widziałam, a widziałam wszystkie poddane "marketingowemu rozmachowi i medialnej podniecie". Zresztą... REALISTYCZNY FILM AKCJI to jak dla mnie oksymoron. W każdym, ale to w każdym występuje ta magiczna scena: dobry bohater, który broni się tym co ma pod ręką i duża ilość przeciwników uzbrojonych po zęby, jednak ładnie czekających w kolejce na dostanie łomotu od tego dobrego. Filmy akcji nie mogą być realistyczne.
W kinie akcji raczej nie chodzi o przesłanie jak w dramatach i innych. to nie są filmy dydaktyczne, po obejrzeniu których zagłębiasz się i snujesz refleksje i zastanawiasz się nad swoim życiem. One raczej mają dostarczać rozrywki, zabawiać.
Ja jednak nie obdzierałabym "Kill Billa" i każdego innego tego typu filmu z "głębi". Czasami tak dużo się dzieje (+ np u Tarantino - tak dziwnie), że coś nam umyka. Dla mnie "Kill Bill" to historia "blondyneczki, która macha mieczykiem" i kocha sie w Billu. Co więcej zabija dla Billa i czerpie z tego przyjemność, bo Bill jest jej światem. Pewnego dnia jednak dowiaduje się, że jest w ciąży i dziecko staje się jej głównym celem. Postanawia powiesić mieczyk w szafie i zmienić swoje życie. Ale sprawy się komplikują. Bill krzywdzi blondyneczkę i zabija jej dziecko (przynajmniej blondyneczka tak myśli). Po 4 latach śpiączki blondyneczka postanawia odpłacić sie ukochanemu i jego ludziom. Wyciąga mieczyk z szafy i po kolei zabija wszystkich, którzy przyczynili się śmierci jej córeczki. Zabija wszystkich, łącznie z Billem, którego nadal kocha. Zaskakujące jest jak w ciągu chwili zamienia się z mściwej morderczyni w troskliwą mamę. Po wszystkim blondyneczka znowu odwiesza mieczyk do szafy (zastanawiam się co ją skłoni do jego wyciągnięcia w 3 części ! : )) )
Reasumując.: Kill Bill ilustruje zasadę, którą wszyscy sie posługujemy "oko za oko". Skrzywdziłeś mnie, ja skrzydze Cię.