W koncu po 6 latach spiaczki rezyserskiej obudzil sie jeden z ciekawszych tworcow amerykanskiego kina. Ze zyje i ma sie chyba dobrze (?) na wlasne oczy zobaczylam tylko w srodku tego bezplodnego okresu, kiedy z bialym okiem i rozwiana sutanna przemknal kilkakrotnie w filmie Maly Nicky. Film Kill Bill byl dla mnie przed obejrzeniem spora zagadka, gdyz opinie o nim byly wyjatkowo zroznicowane. Ja nie zawiodlam sie absolutnie. W filmie odnalazlam wiele elementow ktore tak lubie u Tarantino, a procz tego sporo nowosci. Genialnie realistyczne zdjecia, brawa dla operatora.
Swietna scenografia, szczegolnie w scenie *zimowego ogrodu*. Z niecierpliwoscia czekam na dokonczenie/zakonczenie opowiesci ;)
na szczęście...
A ja go widziałem też przypadkiem w odcinku serialu "agentka o stu twarzach" (alias). No czymś na życie trzeba było zarobić... :-) Na szczeście wrócił jako reżyser i to w najlepszej formie!!!
Migacz ;>
Hm...nie wydaje mi sie, ze moglby na tym sporo zarobic ;>> Imho albo *miga sie* na ekranie dla kogos znajomego i lubianego, kto o to poprosi...albo z czystej zabawy (patrz moj przyklad, faceta z baru w Desperado czy wsluchaj sie w glos automatycznej sekretarki w Jackie Brown).