Tarantino pokazuje tu to co według mnie odróżnia artystę od rzemieślnika, czystą radość z bawienia się możliwościami kina. Mamy tu dziesiątki nawiązań i gatunków, western, film samurajski, manga, film kung-fu, mamy też ujęcie a'la legendarny "Dotyk Zła" (Sophie idąca do toalety), mamy genialnie użytą muzykę - "Twisted Nerve" Herrmanna, "Battle Without Honor or Humanity" i jakieś japońskie piosenki, mamy mnóstwo akcji. Fabuła jest w sumie banalna, ale dotyczy czegoś jakże powszechnego - zmesty.
Nie zapomnij o nawiązaniach do sławnej muzyki Ennio Morricone (on sam skomponował ścieżkę do Vol. 2)! A film - poezja przemocy w czystej postaci. Fakt, że chwilami odrażająca, fakt, że chwilami przerysowana (ta ilość krwi...), jednak naprawdę cudowna, sekwencje znakomite, dopasowana do okoliczności muzyka, no i dystans do siebie (jest tu fraza "jak wściekłe psy" oraz mowa o "Charliem Brownie" [wystarczy podmienić Charlie na Jackie. Można dzięki temu zrozumieć także żart z "Wściekłych psów": "Fucking Charlie Chan"!]).