Jak dla mnie bardzo mizerny film. Niewazne czy jet to pastisz, czy tez rezyser jest na tyle glupi i plytki, ze traktuje takie bzdety na powaznie, rzygac mi sie chce jak widze kolejny kretynski nudziarski film w ktorym nie ma NIC poza przemoca... I nie ma dla mnie znaczenia czy rezyser uwazany jest za super niezaleznego tworce (jak bardzo niezaleznego widac po tym co Miramax kazal zrobic z filmem:)))) , nie ma tez zaczenia stwierdzenie ze to przeca pastisz i parodia... Film jest tak samo durny i nudny jak te ktore parodiuje. Szkoda bo Tarantino jest swietnym rezyserem , ale rozmienia talent na drobne... Coz, pewne jednak jest to, ze nawet jesli nakreci film, w ktorym nie bedzie nic nowatorskiego, nic ciekawego i nic wartosciowego to i tak zarobi na nim kupe kasy, a cala masa fanow bedzie sie slinic ogladajac jego wypociny, dorabiajac do nich niewiadomo jaka ideologie i probowac udowadniac wszystkim ze to arcydzielo kina.
A na koniec zeby nie bylo, ze film jest kompletnie do du*y - ma dwa plusy- jeden to fantastyczna muzyka (jak zwykle u Tarantino, nie wiem czy nie najlepsza sciezka z dotychczasowych), a drugi to kilka dobrych tekstow (ale nie za wiele:))))
Pozdrrawiam wszystkich ktorym sie podobal i tych ktorym sie nie podobal....
Too much blood, well alright
No właśnie jest różnica dlatego czy to pastisz czy nie. Piszesz że to świetny reżyser. Świetny scenarzysta także. Tylko że o tym że jest świetny świadczą jego filmy, a Kill Bll jest jednym z jego dzieł i jak najbardziej w jego stylu. Twórca niezależny?- to można tak określić kogokolwiek związanego z hollywood?
I na koniec uroczy cytat, jak najbardziej w temacie, a ja już pozdrawiam:):)
"Dit? You know people ask me: it is really true where you live
in Texas, it is really true what they do around there, people?
I say, "yeah everytime I drive through the crossroads I get
scared there's a bloke running around with a fucking chain
saw. Oh oh no, gonna, oh no. Don't saw off me leg, don't saw
off me arm." When I get to the movies, you know I'd like to
see something more romantic, you know. Like 'An Officer and a
Gentleman' or something. Something you can take the wife to,
you know what I mean?"
too much blood and nothing more:)))
Cóż - będę się upierał że nie ma różnicy - pastisz, czy nie pastisz, faktem jest że film jest po prostu kiepski i mnie znudził. Jego problemem nie jest to, że jest przeładowany przemocą (oczywiście jest:))) ale to, że poza tą przemocą nie ma w tym filmie nic więcej. Jest trochę poucinanych główek i rączek, parę cystern krwi a potem jest już wielka pustka - wychodzi na wierzch cała bida scenariusza... I w tym cały problem - wcześniejsze filmy Tarantino były cokolwiek lepsze i mam wobec niego wyższe wymagania:))) A tu rozczarowanie...
Ja nie jestem człowiekiem który na widok drastycznych scen w filmie zamyka oczy, ale po prostu męczą mnie filmy w których nikt nie próbuje mi nic opowiedzieć, tylko pokazuje mi kolejny odcięty czerep. Jedyne co mi przychodzi na myśl w czasie oglądania takich "arcydzieł", to "Temu panu już dziękujemy..." Kill Bill sie zalicza do tej kategorii filmów, fakt że jest pastiszem i że może powstał właśnie żeby wbić szpilę tego typu filmom go nie ratuje, bo to zwyczajnie kiepski film jest...
Pozdrrowienia
Też pozdrawiam
Hm...okey... to zostałoby mi tylko powtórzyć to co już napisałam. Zaznaczę tylko właśnie że jest różnica. Pastisz to konkretny rodzaj filmu i różnica jest zasadnicza, nie dlatego że ja tak chcę, ale dlatego że tak jest. I to nie kwestia interpretacji.
:)))
I tu się z szanowną koleżanką zgadzam - pastisz to konkretny gatunek filmu i różnica jest zasadnicza. Ale "Kill Bill" to kiepski pastisz , tym kiepściejsiejsiejszy, że wyszedł spod ręki Tarantino, który mnie przyzwyczaił do lepszych filmów, a nie spod ręki jakiegoś obszczymurka... I to od początku próbuję powiedzieć przede wszystkiem (może nieudolnie próbuję:)) - to jest niestety słaby film, a oceniam go jeszcze bardziej surowo, bo moje oczekiwania były jakby większe....
Zakochana
Kill Bill to najbardziej wyraźny pastisz Tarantino . Moje oczekiwania ów film wszelkie przebił... Pulp F. przebija w pewnych momentach- jak dla mnie. I o ile nie jestem wielu rzeczy pewna- to tego że stanie się niebawem dziełem kultowym jak najbardziej. Są filmy potrzebujące czasu...PF zapewne też mieszane uczucia wywoływało, podobnie jak Urodzeni mordercy. W Kill Billu się zakochałam, za jego estetykę, za wspaniałe sceny walki, troszkę zbieżne do Hero. W końcu zabawę konwencją, jak również odwołanie do S.Leone (przynajmniej ja to tak interpretuję i scena anime jest zbyt zbieżna ze scena morderstwa w Dawno temu...a by nie było to zamierzone)... a także... faktycznie... analogia z Lobo!:) Więc nie mogę owego dzieła nie uwielbiać!:). Ja jeszcze powrócę do niego na pewno:) Pozdrawiam szczęśliwa!;>>