na razie ten film traktuję trochę jak czystą poezje...... semantyki mało (chyba! - (sic)), ale za to właśnie tak jak czysta poezja, ten ideał estetyczny, pojawiający się po raz pierwszy w pismach teoretycznych Poego...
czyż nie działa po prostu, jak dzieło muzyczne?
No, a muzyka!.. bez niej ten obraz byłby malutki... Tarantino pokazał w sposób użekający, że kino, to synteza!
ach!
cóż za porywajaca wydumana ideologia! cóż byśmy zrobili bez nastolatków....
hmmm....
nie wiem, co byśmy zrobili bez nastolatków! Mnie ich obecność w moim zyciu osobiscie cieszy... i odświeża! Ale zato smutkiem napawa mnie fakt istnienia wapna (!) intelektualnego w wypowiedziach o jakiejkolwiek aktywności artystycznej innych... przepraszam, ale Twój komentarz grzeszy jakimkolwiek brakiem uzasadnienia!!!
Czyżbyś był nieadekwatnym interlokutorem moich dywagacji?