w związku z moimi kretyńskimi opiniami typu "syf i tyle" postanowiłem przeprosić Was za idiotyzm i zamierzam od teraz zawsze pisać w miarę merytorycznie, konkretnie. postaram się uzasadnić moje zniesmaczenie filmem konkretami, bez obrażania Waszych gustów. to moja subiektywna opinia, nie bierzcie jej do serca
otóż zaczynam:
-świńskie, idiotyczne poczucie humoru, dla którego punktem oparcia są wulgaryzmy w stylu "jestem Buck i zerżnę cię na wspak", de facto absolutnie nie śmieszne, owszem, za wrażliwy sam nie jestem, ale od kina nie spodziewam się pomyj tępoty, bez wyrazu i polotu, co prowadzi do robienia z widza, w moim odczuciu, bezmózga i infantylnego prymitywa, który łyka wszystko, co mu podsuną producenci
-słabości scenariusza i walk - kto mieczem wojuje od miecza ginie, Tarantino jest twórcą dla mnie jednej z najgłupszych i stereotypowych sekwencji walki w domu O-ren. Thurman rozwala i upokarza masę "wprawionych" Japończyków. mnie taka żenada i naigrywanie się dotknęło, zwłaszcza że jeśli chodzi o przerysowane efekty krwi to amerykańcom daleko do Japonii, i to bardzo, a tu proszę bardzo-głupie żółtki które zwiewają do mamusi . Reżyser stosuje krwawe triki w nieodpowiednich momentach, w skrajnie głupich sytuacjach i nawet ujęciach
-aktorstwo Thurman pomijam połowicznym milczeniem, sztuczność i brak inwencji, dla mnie bez wyrazu. wiem że muza Tarantino, ale tu zagrała blado
-ujęcie przemocy , rynsztok bez finezji, dla mnie ten rodzaj artyzmu jest nieczytelny niestety
obraz widziałem dawno i na razie nic więcej nie powiem. w pamięci mi nie zapadł, co już jest świadectwem "zwykłości" i niczego specjalnego
ale są i plusy patrząc obiektywnie
-rysunkowa opowieść o O-ren, dla mnie majstersztyk krwi i istoty przemocy
-układ fabularny, zwłaszcza podział na rozdziały dodaje Killowi... tego pierwiastka majstersztyku
ale to mało w porównaniu z gigantycznymi wadami, więc ocenę podtrzymuję
Oto moje subiektywne odczucia wobec twojej krytyki (zgodnie z kolejnością Twoich "myślników"):
- Szkoda, że zapamiętałeś tylko te dialogi w których padają wulgaryzmy ale jest wiele innych dialogów i scen, w których nie pojawiają się wulgaryzmy i które są na prawdę zabawne pomimo swojej brutalności. Ten film nie robi z widza bezmózga i prymitywa. Infantylne dla mnie jest myślenie w ten sposób. To jest humor, który nie musi odpowiadać każdemu a zapewniam Cię, że wielu inteligentnych widzów rozumie (nie w takim znaczeniu jak masz na myśli) i czerpie rozrywkę z tego specyficznego humoru. Ten humor jak widać jest własnie ciężki do przełknięcia :]
- słabość scenariusza? Nie zgadzam się. Siła tego scenariusza polega na tym, że ze skrajnie banalnej i idiotycznej fabuły tarantino zrobił coś co wciąga jak najlepszy kryminał. Film ma swój pewnego rodzaju urzekający poeatycki wymiar, który nie pozwala sie na Kill Billu nudzić, no ale to już kwestia gustu. Stereotypowe sekwencje walk? Co w tym filmie nie jest stereotypowe? Chyba tylko sama konwecja filmu.
Te sceny walk to jest jedna wielka kpina i żart dla widzów o otwartych umysłach a nie dla sztywniaków. Wszystko co jest głupie w tych scenach takie miało być. Mimo to dla mnie ta scana ma niewielkie znaczenie dla całego filmu. Najlepsza i najważniejsza jest narracja, klimat i ostatnia walka w niezwykłej scenerii a także świetna muzyka.
- aktorstwo Thurman. Nie bardzo rozumiem dlaczego dla Ciebie jest bez wyrazu. Dla mnie Thurman świetnie zgrała postać komiksową, przerysowaną, zabawną i w pewnym sensie uroczą. Nie uważam, żeby to była nie wiadomo jak dobra rola ale na pewno nie jest kiepska czy sztuczna.
- ujęcie przemocy. Najlepsze ujęcie przemocy bylo właśnie w tej rysunkowej opowieści, która jest dosyć długa. I to była taka istotna dla filmu krwista poezja przesycona samurajskimi frazesami. Co do reszty przemocy to finezja przejawiła nam się pod koniec, krew na śniegu, honorowa walka w bajkowej scenerii. A ten giga - pojedynek z japońcami to o żadnej finezji nie może być mowy no bo z jakiej racji? Czy w sprośnym i idiotycznym żarcie (który, jaki by nie był, zawsze funkcję sprawuje taką samą, czyli rozśmieszenie widza) pożądana jest finezja? Finezja to była w dobrych układach choreograficznych a przemoc była krwawą zabawą, którą tarantino najwyraźniej potraktował jak grę komputerową. Tak dla żartu, z przmrużeniem oka. Pamiętasz ścięcie głowy na naradzie bossów? To dopiero była finezja i wdzięk! Wszystko dzięki Lucy Liu i jej monologowi :] Dla mnie osobicie Kill Bill zasługuje na 7/10 ale część druga jest jeszcze lepsza - 8/10
'i to bardzo, a tu proszę bardzo-głupie żółtki które zwiewają do mamusi . Reżyser stosuje krwawe triki w nieodpowiednich momentach, w skrajnie głupich sytuacjach i nawet ujęciach'
Nie jestem miłośnikiem tego filmu, ale muszę stanąc w obronie reżysera. Scena, w której 'żółtek' dostaje lanie i zwiewa do mamusi jest bardzo podobna do jednej z końcowych w "Yojimbo" Akiry Kurosawy. Zresztą w finałowej walce Mifune rozwala w otwartym straciu kilkunastu przeciwników.Nawiązana w KB są bardzo czytaelne. Pozdrawiam.
Mysle, ze mi ten film nie podobalby sie wcale, gdybym np. nie widziala wczesniej "The true Romance" Tarantino i np. nie wiedziala kto to Sony Chiba. Zgadzam sie z pogladem, ze by zrozumiec zamierzone przeslanie niektorych scen, trzeba rozumiec je w kontekscie z innymi filmami.
Mimo to przyznaje, ze tez przyszlo mi do glowy, ze scena z "mamusia" upokarza Japonczykow. Oto przyjechala blondynka z USA i rozwala wszystkich i to pokonujac ich "ich wlasna bronia". "Ten film nie jest chyba zbyt popularny w Japonii" - pomyslalam. Generalnie wole Vol. 2 poniewaz jest tam wiecej dialogow i mniej jatki. Natomiast Vol. 1 to w 90% rzez.
A aktorstwo Thurman uwazam za sztampowe. Niczym nie zaskakuje.
Upokarzanie Japończyków. Oglądałem film z 50 razy i nie przyszło mi to do głowy. Zresztą ten koleś to gówniarz, co byście chcieli? Żeby Beatrix z nim odtworzyła scenę z "Kwiatu ciała i krwi"? Poza tym Kill Bill to nie parodia a hołd Quentina dla kina azjatyckiego. Więc ta scena nie ma być odbierana jako upokarzanie (chyba że ktoś sie uprze). Skoro Quentin chce ich upokarzać to dlaczego np. nie zrobił z O-Ren skończonej suki bez honoru? Gdyby Tarantino na prawdę chciał ośmieszać Japonię to zrobiłby to tak że wszyscy fanatycy i fani japońskiej kultury i kinematografii trupem by padli. Pozdrowienia dla wszystkich nie doszukujących się dziur w całym.
Ty psełdo recenzencie... Do kopania rowów się nadajesz. Film tonie w symbolach i odwołaniach nie tylko filmowych. Ale ty odebrałeś tylko to co banalne i powierzchowne. Moze jak wytężysz swój móżdżek to zobaczysz tam manifest feministyczny, droge bohatera do odkupienia i pytanie o ilość ról które musi odgrywać dzisiaj współczesna kobieta. A wszystko to jest zręcznie zakamuflowane estetyką kiczu i pastiszu. Polecam "Bohater o tysiącu twarzy" Campbella.
Możesz mi jakieś symbole opisać, ale oprócz tego, że Mamba to metafora feniksa, bo to sam ujrzałem okiem wszelkiego poznania :|...
freebop -> proszę Cię bo dojdziemy tu do paradoksów z innych tematów, że liczy się tylko jeden element filmu i tylko na niego trzeba zwracać uwagę, a resztę traktować z przymrużeniem oka. (jakby ktoś nie zrozumiał, to chodzi mi oczywiście o ten głęboki sens). Ja się bardzo ciesze, że pan Tarantino zaserwował nam jakąś głębie w tym filmie, w innym wypadku byłoby to nie do obejrzenia, ale mam wielkie wątpliwości co do formy przekazu.
Już mówię o co mi chodzi fala brutalności jaka zionie z tego filmu przysłania prawie wszystko, a dla takiego tematu nie wiem czy to jest odpowiednia forma.
Jedyne co mi się podobało to muzyka, no i na pewno uważałbym z nazywaniem go arcydziełem (po prostu nie przesadzajmy), ale każdy ma prawo do własnego zdania.
Fala brutalności ma sprawić, że ten film jest w pewnym stopniu gorszy? To jest dopiero przesada.
Już nie przesadzaj z tą przemocą, zachowujesz się jakbyś dostał trwałego urazu od teatralnych walk widzianych w Kill Bill'u. Takie są skutki bezstresowego wychowywania dzieci na pożywce a'la Teletubisie gdzie anemiczne potworki zajmują się tylko i wyłącznie inwigilowaniem dzieci na pływalni za pomocą swoich płasko kineskopowych brzuchów...