urodzeni mordercy bez fabuły. za to walki, krew, ręce, nogi, czerepy i inne latajace po ekranie... po półgodzinie niestety nudno. marzy się cokolwiek innego - jakiekolwiek odbicie, chociażby zmiana broni, i nie ucinanie, tylko może rozrywanie na strzępy..? kadłubki wijące się w każdym możliwym miejscu wzbudzają salwy smiechu. robi się niedobrze, ale gdy patrzy się na widownię.
nio
chyba kiepskie kino, było udziałem, Twojej jazdy estetycznej, jaką zafundował Tarantino..... ten film, to przecież dość wyraźna zabawa... tu nikt nie muwi, że nie bedzie śmiesznie! a poza tym proponuje jeszcze troche poprzeć swój sąd! popatrzeć na (może troche) postmodernistyczne i (może) kolażowe mieszanie styli... no i nic nie napisane w Twoim komentarzu nie było o muzyce... o syntezie, którą proponuje nam ten film... syntezie zawartej pomiędzy dźwiekiem, obrazem... a także analizie, a czasami (walka na śniegu) syntezie również zachodzącej w obrazie samym.......