Pamiętam taki film Wyspa doktora Moreau. Tam całkiem miła bohaterka w trakcie filmu doznawała metamorfozy w kota. Nadal miała w sobie ogromną dozę uroku ale jej przemiana była czymś przerażającym. W tym filmie nie mogę odmówić kotom uroku, przede wszystkim głównej bohaterce, ale dosłowność przedstawionego bardziej kojarzy mi się z brakiem wyobraźnie niż jej nadmiarem. Jakoś tak.