PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=113009}

Król śmierci

Der Todesking
1990
6,3 661  ocen
6,3 10 1 661
7,7 3 krytyków
Król śmierci
powrót do forum filmu Król śmierci

Zaskoczyła mnie umiejętność w oddaniu stanu emocjonalnego osoby pragnącej śmierci i nie mogącej znieść życia. Nie sądziłam, że można ten stan tak wiernie przedstawić za pomocą filmu. Film jest poważny, miejscami może nieco odpychający i mogący powodować mniejsze lub większe uczucie mdłości. Charakterystyczne odczucia zawsze nierozerwalnie spojone z samobójstwem. Rozsadzające głowę uczucia, sam fakt tego jak bardzo odrzucającym i nie do zniesienia może być życie. Ulga towarzysząca waleniu głową w ścianę lub choćby sama tak silna chęć tego. Uczucie mrowienia i mdlenia w całym ciele. Niesamowita wierność w oddaniu wszystkich tych odczuć w zachowaniu ostatniego "niedzielnego" bohatera. Wyrazistość jego reakcji, naprężeń w ciele, przewodności nerwów.

Tyle osób i tyle zdawałoby się różnych podejść do śmierci - w sposób mniej lub bardziej pozornie spokojny, lecz zawsze z tym samym umęczeniem faktem istnienia i potrzebą zakończenia tego.

I sam ten pomysł na postać Króla Śmierci - jego definicja: "To jest król śmierci - sprawia, że ludzie chcą umierać." Niby taka prosta definicja, a jednak jak celnie określająca ten stan. Jest w nim coś z obsesji i bycia owładniętym śmiercią, bycia już gdzieś indziej - bycia pod władzą "Króla Śmierci". Wszystko staje się tak mało ważne, za to śmierć, oczekiwanie na nią, pragnienie jej - skupia całą uwagę. To zawsze musi być smutne i musi być poważne. Nie ma wesołych samobójstw i nie ma wesołej śmierci nawet kiedy się jej ogromnie pragnie, potrzebuje i jest się z nią pogodzonym dużo bardziej niż z życiem.

Ten film wszystko to oddaje. Cały ten niesamowity pęk emocji.
Niesamowita hipnotyzująca muzyka Daktari Lorenza.
Niesamowite monologi/komentarze.
"To co mnie zabija, pozostanie moim sekretem." - sedno intymności samobójstwa i samych myśli i uczuć związanych z naszą własną śmiercią - tego wszystkiego, czego nikt inny nigdy do końca nie pojmie.

Eleonora

Umiesz się wysłowić xD , aczkolwiek to nie jest film na moje standardy :P

ocenił(a) film na 5
Arek_04

hehe, no wlasnie

ocenił(a) film na 10
Eleonora

Zgadzam się z Twoją wypowiedzią, dodam parę słów od siebie, a nie będę zakładał nowego temat, bo potem człowiek oczopląsu dostaje....

Film jako niesmaowite arcydzieło nie zaskoczył mnie. To już czwarta produkcja Pana Jörg'a Buttgereit'a, którą oglądałem i wiem jakich wybitnych dzieł należy się po nim spodziewać. Przede wszystkim facet ma swój styl. Nie jestem znawcą filmu, sądzę natomiast, że znam się na muzyce. Często te dwa zagadnienia porównuję. Dlatego celowo kładę tutaj nacisk na wspomniany styl, gdyż jest to, moim zdaniem, bardzo istotny aspekt czyjejś oryginalności. Są taki kapele na świecie (choćby Iron Maiden, ACDC czy The Prodigy), które cenię za swój styl - styl trudny do podrobienia, choć wielu by tego chciało. I tak samo jest w przypadku Pana Jörg'a Buttgereit'a. Już po pierwszych sekundach filmu uśmiechnąłem się, gdyż bardzo odpowiada mi ten klimat, który kreuje wyżej wspomniany reżyser a forma w jakiej to robi jest bardzo oryginalna i wyczuwalna. Trochę przypomina mi to kino japońskie, gdzie tak jak i tu mamy często do czynienia z pozornymi dłużyznami, które są jednak zabiegiem celowym, mającym za zadanie zmuszenie widza do refleksji oraz uzmysłowienie mu monotonności i bezradności w wielu sytuacjach życiowych. Ale mogę być w błędzie...

O muzyce w filmie nie będę pisał. Ty świetnie to ująłeś, ja dodam tylko, że gdy człowieka przechodzą dreszcze podczas jej słuchania - świadczy to o doskonałym jej doborze.

Na koniec lekka zabawa, czyli oceny poszczególnych scen:

1. Pomiedziałek - 10/10
2. Wtorek - 10/10
3. Środa - 10/10
4. Czwartek - 8/10
5. Piątek - 9/10
6. Sobota - 10/10
7. Niedziela - 9/10

Trochę za dużo tych dziesiątek ale cóż...
Łączna nota 10/10 - arcydzieło.