Niestety, wygląda na to, że w tej chwili nikt nie potrafi zrobić dobrej superpodukcji kostiumowej, nawet dobrzy reżyserzy jak Oliver Stone (słabiutki "Aleksander") no i Ridley Scott. Scott jest twórcą bardzo nierównym, umie zrobić fantastyczny film ("Blade runner", "Gladiator" czy "Obcy"), ale też fatalny ("G.I.Jane"). Ten jest tak pośrodku, ale dobry moim zdaniem nie jest. Zostają w nim popełnione wszystkie grzechy ostatnich widowisk kostiumowych- rozwlekłość, brak zwartośći dramaturgicznej, nijakość. Wydaje mi się, że ambicją Scotta było pokazanie, iż od czasów krucjat niewiele sie zmieniło, poprzez historię ukazać aktualne wydarzenia- inna epoka, ci sami ludzie itp. Wyszło tak sobie. Muzyka Harry'ego Gregsona-Williamsa jest tak samo mdła jak film. "Królestwo Niebieskie" jest też pełne standardowych chwytów- kowal, który staje się bohaterem (szlachetny i prawy rycerz), cudowne przemienienie wieśniaków w rycerzy, wygłaszanie patetycznych mów, negatywne postacie tak demoniczne i głupie, że aż karykaturalne. No i błąd obsadowy- Orlando Bloom...to jest żaden aktor, gra cały film jedną miną, a wszystko skupia się wokół niego. To też przeszkadza. Liam Neeson i Jeremy Irons pokazują na drugim planie cztery razy więcej, ale o czym tu mówić- nie ma porównania między nimi a Bloomem. To wszystko składa się na na to, iż film jest nużący, monotonny. Scott nie mógł też w niektórych momentach oprzeć się niepotrzebnej dosłowności (którą natłok mamy w "Hannibalu") np. w scenie, gdy Sybilla zdejmuje maskę królowi.