'Królestwo niebieskie' to film niemal idealny. Moim zdaniem jest lepszy nawet od samego 'Gladiatora' (o takim Robin Hoodzie 2010 nie wspominając). Ryzykowne stwierdzenie? Owszem, ale jak najbardziej uzasadnione.
Oglądając ten film na samym początku zwrócimy uwagę na cudowne, niezwykle klimatyczne zdjęcia. Później jest już tylko lepiej. Bardzo spodobało mi się dość nietypowe, łagodne zobrazowanie przelewu krwi, co zdaje się przeciwstawiać obecnie panującym trendom. Nie dopatrzymy się tutaj również przesadnego patetyzmu (patosu?). Nie wiem, jak wygląda sprawa zgodności z faktami, ale ja nie dopatrzyłem się żadnych widocznych oznak głupoty czy ignorancji (typowych dla amerykańskich superprodukcji).
Wady? Chyba największą wadą jest główny bohater. Z Orlando Blooma taki Krzyżowiec (czy kowal) jak ze mnie król Anglii ;) Przyczepić mógłbym się również do pani Green (grającej Sybillę), która w filmie dokonała dość niekorzystnej przemiany, robiąc z siebie prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy. Aż żal było patrzeć, jak z takiej piękności zrobił się taki maszkaron. A jak już jesteśmy przy aktorach, szkoda że Liam Neeson nie pograł sobie nieco dłużej. Pięknie wywijał tym swoim mieczyskiem na początku...
Zakończenie jak zwykle spieprzone (można się przyzwyczaić), tym razem w stylu 'powrót na stare śmieci', choć dialog z królem przezabawny.
W każdym razie gdyby w roli głównego bohatera wcielił się ktoś bardziej wyrazisty i pasujący sylwetką do granej postaci (niekoniecznie mam tu na myśli Russella 'Gladiatora'), to poważnie zastanawiałbym się nad 10tką, gdyż jest to jedna z lepszych historycznych produkcji, jakie do tej pory widziałem. A tak pozostaje mi tylko wystawić 9/10 i życzyć wszystkim wesołego salalajejkum ;)