PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=108083}

Królestwo niebieskie

Kingdom of Heaven
2005
7,2 178 tys. ocen
7,2 10 1 177773
6,4 33 krytyków
Królestwo niebieskie
powrót do forum filmu Królestwo niebieskie

Ridley Scott to wielkie nazwisko. Bardziej artysta niż rzemieślinik. Do czego zmierzam? Otóż tak się nieszczęśliwie składa, że ten znakomity reżyser firmuje swoim nazwiskiem i, o zgrozo, swoimi pieniędzmi jeden z NAJGŁUPSZYCH FILMÓW A. D. 2005 - "Królestwo niebieskie".

Rzecz obejrzałem całkiem niedawno i prawdę powiedziawszy, nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak kurwiłem dechy na filmie. Infantylizm wyziera z tego obrazu scena po scenie, ale od początku.

Orlando Bloom, etatowy hollywoodzki Pirat, Elf i Rycerz, tym razem - w ramach zaskoczenia - wcielił się w rolę... Rycerza :) Tak, panie i dranie, Rycerza z mieczem, fajną fryzurą i perłowymi zębami. Boże, co ja gadam, przecież w prologu Bloom pracuje w kuźni jako kowal! No tak, przepraszam, faktycznie - oddaje honor panu Bloomowi - zawodowym Rycerzem to on do końca nie jest, raczej należałoby rzec - Rycerskim Kowalem albo Kowalskim Rycerzem. Tak czy siak, miecz posiada i ładnie nim włada :) I co się okazuje później? Otóż później widzimy Kowala Blooma, jak w chwilach ociekających niezwykle żałosnym patosem, stojąc na murze albo wieży tudzież innym elemencie dekoracji rodem z czasów Davida Griffitha, przemawia do zgromadzonej gawiedzi głosem tak przekonującym, że i ja nieomal zerwałem się z fotela i chwyciłem za widelec, który leżał na stole. Te jego poglądy... Bądźmy szczerzy - jak na kowala w średniowieczu poglądy Blooma wybijają się ponad przeciętność epoki, wyprzedzają największych myślicieli pokroju św. Tomasza i szybują wysoooko, wysoooko w przestworza niczym rozświetlająca mroki raca. Dlaczego tak jest? Ponieważ Kowal Bloom to bohater POZYTYWNY, bez skazy, mądry, ładny, z długim fiutem, wszak lecą na niego najlepsze towary(beznadziejna rola kobieca), słowem, BOHATER AMERYKAŃSKI. Rozterki moralne, które nim targają, są tak mechanicznie wplecione w tę kreację, że aż rzygać się chce. Pozory być muszą, a zjadacze popcornu uwielbiają bohaterów "z przeszłoscią", o "skażonej naturze" blebleble.

Na zakończenie tej części moich super inteligentnych i na siłę śmiesznych wywodów - pytanie. Albo zagadka. Jak kto woli. Ilu potrzeba ludzi, żeby wpaść na pomysł wykopania w ziemi rowu i czerpania stamtąd wody? Odpowiedź: jednego - Kowala Blooma :) Jego genialny, nieprzenikniony, suwerenny intelekt od razu zarejestrował ubytek wody pitnej i natychmiast podjął czynności, mające tę lukę wypełnić (ku uciesz zgromadzonych wokół niego dzieci).

A teraz pełna powaga: śmiertelnym grzechem "Królestwa niebieskiego" było obsadzenie w roli głównego herosa Orlando Blooma. Aktor to mierny, pozbawiony charyzmy wodza (patrz: Russel Crowe czy Mel Gibson), w dodatku zainfekowany manierą komicznej powagi - zwłaszcza w tych momentach, w których zdeterminowany okolicznościami musi przemawiać do swoich ziomków i zachęcać ich do podjęcia wysiłku w szlachetnym celu.

------------------------------ -

Sceny batalistyczne: powiem krótko, bo już pisać mi się odechciewa :) - widziałem bilion razy lepsze potyczki w "Braveheart" czy "Gladiatorze". Zresztą, w zestawieniu z "Królestwem" nawet "Joanna d'Arc" wypada znakomicie. Sceny te nakrecone są bez polotu, bez serca, wreszcie - bez sensu. W końcu i tak wiadomo, że Kowal Bloom jest najprzystojniejszym wojownikiem i mądrze zaplanował strategię. Całość oczywiście kończy się amerykańskim "happy endem", w którym brakuje tylko tortu, fajerwerków i pocałunku. (Nie chcę słyszeć żadnych tekstów w stylu: "Ale tak było naprawdę", blebleble...) Fakty historyczne bowiem mają się nijak do filmu. Sztuka jest interpretacją faktów historycznych, nie zaś ich dokładnym odwzorowaniem. Ekipa Scotta podjęła się interpretacji wydarzeń sprzed (ile to już lat minęło? 800? 700?), przy czym rezultat wyszedł najgorszy z możliwych.

-----------------------------
Reasumując tę bełkotliwą, wyzutą z rzeczowości i stronniczą wypowiedź: film był głupkowaty jak jasna cholera, ale potrafił także rozśmieszyć do łez, bo głupota - powtarzana jak melodia pozytywki - w końcu wywołuje śmiech na sali. Albo znużenie, zależy do nastawienia i formy psychicznej w danym dniu :)

Cóż. A ja miałam kupe śmiechu przy czytaniu tej w sumie recenzji! Dziękuje Ci.
A- heh- masz racje. ^^^ Chłopie...
Nie moge :DDD Respekt. Padam na kolana.
Pozdrawiam tymserdeczniej :*. Allah.

ocenił(a) film na 7

Trochę w tym racji, niemniej film był dobry. Niby nic, a jednak.

ocenił(a) film na 9

Hmm zgadzam się z tobą w kilku kwestiach:
1-Miałam kilka minut śmiechu będących wynikiem twojego tekstu =)
2 - Rola kobieca była beznadziejna
3 -Orlando Bloom nie pasuje do roli kowala-rycerza
4 - W niektórych momentach film był przynudnawy (ale tylko niektórych)
5-Rusel bardziej pasowałby mi w tej roli
i na tym zgodność się kończy , np. Galdwin został przedstawiony w taki sam sposób w jaki przedstwaiało się w tamtych czasach rycerzy idealnych,o których można przeczytać we wszystkich średniowiecznych dziełach,czyli podpadał pod Króla Artura ;-) Podobała mi się również kwestia Saladyna i gest ,który wykonał w scenie końcowej... zresztą film nie był aż taki zły ,a wiele wydarzeń zgadzało się z faktami historycznymi.
Aha w gwoli przypomnienia ,wydarzenia z filmu odbywały się w roku 1187,czyli minęło 819 lat.
=)

użytkownik usunięty
zandam

"Galdwin został przedstawiony w taki sam sposób w jaki przedstwaiało się w tamtych czasach rycerzy idealnych,o których można przeczytać we wszystkich średniowiecznych dziełach"

Nie traktuj średniowiecznych dzieł jako źródeł miarodajnych! Średniowiecze nie znało rzetelnej biografistyki, lecz uprawiało wyidealizowaną hagiografię.

ocenił(a) film na 8

Derek, przesadzasz człowieku. Wiadomo że "Królestwo niebieskie" nie jest żadnym arcydziełem ale jakby ktoś nie widział tego filmu a przeczytał co tu powypisywałeś to rzeczywiście popełniłby raczej rytualne harakiri niż zdecydował się na jego obejrzenie. Tymczasem wcale nie jest tak źle. Powiem więcej, na tle ostatnich pokrewnych produkcji typu "Troja", "Aleksander", czy "Król Artur" ten akurat film wypada przy nich bardzo dobrze chociaż rzeczywiście ma swoje wady i nie dorównuje wymienionym przez Ciebie "Gladiatorowi" czy "Braveheart". Jednak wady wadami ale czepianie się że Bloom gra zbytnio wyidealizowaną postać to... A jaki niby był Maximus Crowa czy Wallace Gibsona ? Przecież to wręcz podręcznikowe przykłady bohaterów bez skazy ! Tam też były przemowy, też patos lał im się z gęby, "Bóg (bogowie), Honor Ojczyzna" itp itd. Denerwuje Cię zbyt szybki "awans" zwykłego kowala a przecież zupełnie podobnie było z pewnym prostym rzymskim generałem który o mało co nie został cesarzem... Śmiejesz się z "geniuszu" Baliana przy kopaniu studni nie zastanawiając się że to nie przymierzając kopia "genialności" Williama Wallace'a która pozwoliła na wystruganie iluśtam kilkumetrowych tyk pozwalających na odparcie ataku angielskiej konnicy ;) To już wszystko było - dokładnie te same zagrywki tyle że w nieco innej scenerii... Może po prostu trzeba przymknąć na to oko i uznać za, jak to piszesz, "wyidealizowaną hagiografię" ? :P

Jest faktem że cała charyzma Blooma aktora mieści się w naparstku - nie ma co go porównywać pod tym względem z gigantami typu Russel Crowe czy Mel Gibson i to też trzeba przyznać "robi" jakąś różnicę jeśli chodzi o cały film. Tym niemniej sprowadzanie go na dno na przykładzie tej akurat roli mija się z celem bowiem zagrał moim zdaniem całkiem nieźle. A nawet tym którzy go nie cierpią pozostaną na osłodę świetne drugoplanowe role Neesona, Ironsa, Csokasa czy nietypowa lecz zapadająca w pamięć kreacja Nortona. Jeśli do tego dodać przepiękne, jak zwykle u Scotta, zdjęcia (pod tym względem mało kto mu dorównuje), porządną muzykę i bardzo widowiskowe sekwencje bitewne wychodzi bardzo przyzwoity (żeby nie powiedzieć DOBRY) obraz z zacięciem historycznym.

Trzeba dodać że film jest mocno pocięty co jest nieraz bardzo widoczne. Coraz częściej się to niestety zdarza i zaczyna być irytujące. Nie rozumiem po co wypuszczać do kin półprodukt bo tak należy to uznać - albo całość albo nic. Ponoć i w tym przypadku ma wyjść wersja rozszerzona i to dość znacznie. Czy ktoś już takową widział ?

ocenił(a) film na 10
Gregg

Moim zdaniem ten film jest lepszy od gladiatora :)
Bardziej mi podchodzi Balian uczący się jak być szlachetnym człowiekiem, nii Crowe stający na ringu w obronie demokracjii (jakie to amerykańskie...)
Gdybym oglądał gladiatora niedawno pokusiłbym się o porównanie go z królestwem i jestem pewnien, że miałby dokładnie te same wady :)
No ale o tym już pisałem w wątku założonym przez templara więc jak ktoś chce to sobie doczyta :P

użytkownik usunięty
Gregg

Odpowiem Ci, Gregg, bo widać, że miejscami słusznie prawisz i słuszne analogie czynisz.

Otóż...

Kowal Bloom różni się od Maximusa (Crowe - dobra rola) i Wallece'a (Gibson - doskonała rola) tym, że dwie ostatnie postaci naznaczone są piętnem TRAGIZMU. To zmienia w sposób oczywisty recepcję całego filmu. "Królestwo niebieskie" daje nam zaś bohatera-lalusia z mieczykiem, o którego los nie musimy się ani przez chwilę martwić. I tak wiemy, że kolo przeżyje, ożeni się z piękną Peggi Sue, będą mieli gromadkę dzieci i ładną kuźnię na zielonym pagórku.

Wracając do tematu: zarówno w "G", jak i w "B", mamy także bardzo westernowy (zachowując rozsądne proporcje) MOTYW ZEMSTY. W "Gladiatorze", bądźmy szczerzy, motyw ów kuleje, ale za to w "Braveheart" jest odegrany perfekcyjnie i uzasadniony przewspaniałym wątkiem miłosnym (pozornie - banał, gdy głebiej spojrzeć, dostrzeżemy, z jaką finezją został on skonstruowany). To tyle, jesli idzie o postaci.

O charyzmie - FUNDAMENTALNEJ cesze osobowości każdego wodza - już wspomniałes, więc nie będe się rozwodził. Dodam tylko, że jej brak sprawia, że wodza nie ma :)

Odnośnie patosu: to nie jest tak, że patos jest be zawsze i wszędzie. Nic bardziej mylnego. Wszystko zależy od postaci i otoczki. To trochę tak, jak z opowiadaniem dowcipów - jeśli nie masz wrodzonego talentu, nikt się nie uśmieje. M. in. dlatego "spicz" Wallece'a uznaję za najlepszy w dziajch tego typu produkcji - on dosłownie mrozi krew w żyłach.

GLADIATOR:

Będę szczery - gadki Maximusa też mnie irytowały, zakończenie "Gladiatora" było bardzo teatralne i przez to pretensjonalne, choć przyznam, że gdyby ktoś chciał napisać tragedię opiewającą losy gladiatora, taki finał byłby całkiem na miejscu. Przy czym "Gladiator" to w pierwszej kolejności FILM rozrywkowy, nie zaś sztuka teatralna. Co zatem ratuje film Scotta? W moim subiektywnym odczuciu osobowość bohatera (na którą składają się takie czynniki jak: znękany głos, twarz poprzecinana bliznami, spokój w spojrzeniu etc), muzyka (podobnie jak w "Braveheart" stanowi autonomiczną część dzieła, można se jej słuchać w odtwarzaczu), bardzo krwawe, miejscami wręcz "przegięte" sceny pojedynków oraz sekwencja otwierająca film - bitwa na obrzeżach lasu.

BRAVEHEART:

Ten film to majstersztyk w każdym calu. Skończone arcydzieło. Siła tego filmu zasadza się na dwóch fundamentach: na figurach dramatu i kapitalnie poprowadzonej intrydze. Dla mnie osobiście "Braveheart" to taka komercyjna kompilacja tragedii Szekspirowskich. Zawsze ceniłem Gibsona za merytoryczne przygotowanie do zawodu.

"Braveheart" to również film, w którym reżyser świadomie traktuje przeszłość nie jak "fakt obiektywny" czy "prawdę obiektywną", lecz w duchu postmodernizmu - jak FABUŁĘ. Historia u Gibsona rezygnuje z kategorii "prawdy" na rzecz kategorii narracji. W prologu narrator mówi: "Historię piszą ci, którzy wieszają bohaterów".

Takie "subiektywne" podejście do historii uzasadnia znowu zakończenie filmu (dla niektórych za bardzo patetyczne, dla mnie wręcz przeciwnie - powiedziałbym nawet, że szekspirowskie), mianowicie stylizację śmierci Wallece'a na wzór męki Chrystusa.

Nawiasem dodam, że najwspanialszą kreację stworzył Angus MacFadyen (Robert Bruce)...





ocenił(a) film na 10

"Otóż... Kowal Bloom różni się od Maximusa (Crowe - dobra rola) i Wallece'a (Gibson - doskonała rola) tym, że dwie ostatnie postaci naznaczone są piętnem TRAGIZMU"]

A kowal podróżujący do ziemi świętej by odkupić swoje morderstwo i samobójstwo żony, oraz znaleźć cel w życiu po utracie całej rodziny to nie jest postacią tragiczną?

""Królestwo niebieskie" daje nam zaś bohatera-lalusia z mieczykiem, o którego los nie musimy się ani przez chwilę martwić. I tak wiemy, że kolo przeżyje, ożeni się z piękną Peggi Sue, będą mieli gromadkę dzieci i ładną kuźnię na zielonym pagórku"

Szkoda, że nie zauważyłeś, że Balian w filmie pełni inną rolę niż Crow czy Gibson. Balian obserwóje i uczy się, jest postacią która umożliwia poznanie jerozolimy i nie jest w nim najważniejsza. To pewnie to ci tak ciężko zrozumieć. Brak ci niezniszczalnego Crowe walczącego za demokrację i amerykański styl życia. Balian jest pasywny, obserwóje uczy się, a potem podejmóje odpowiednie decyzje (co znaczy że sie nauczył) i to jego mądrość i szlachetność ratuje ludzi, a nie para w łapach Crowe czy Charyzma w podburzania do powstania Wallace'a

"zarówno w "G", jak i w "B", mamy także bardzo westernowy (zachowując rozsądne proporcje) MOTYW ZEMSTY. W "Gladiatorze", bądźmy szczerzy, motyw ów kuleje, ale za to w "Braveheart" jest odegrany perfekcyjnie i uzasadniony przewspaniałym wątkiem miłosnym (pozornie - banał, gdy głebiej spojrzeć, dostrzeżemy, z jaką finezją został on skonstruowany). "

Natomiast w Królestwie niebieskim masz starę rodziny, cierpienie, żal za grzechy, drogę do odkupienia, rozważania o tym jak żyć by "podobać siębogu."

"To tyle, jesli idzie o postaci. O charyzmie - FUNDAMENTALNEJ cesze osobowości każdego wodza - już wspomniałes, więc nie będe się rozwodził. Dodam tylko, że jej brak sprawia, że wodza nie ma :) "

Charyzma jest niezbędna by pociągnąć ludzi do powstania przeciw angli, by przeciągnąć tłum w colloseum na swoją stronę. Ale do tego, by wydawać rozkazy w oblężonej twierdzy potrzebna już nie jest. Ludzie balina słuchają, ufają mu, widzą jego szlachetność i mądrość. Pozatym nikt inny nie chciał być na jego miejscu :) Balian nie jest klolesiem od zera do bohatera tylko zwykłym ryceżem, który na skutek działań innych ludzi jest zmuszony stanąć na czele obleganej twierdzy. Jest do tego zmuszony, bo osobiście nigdy by tego nie chciał. Nie jest kolesiem który swoją charyzmą musiał pociągnąć za sobą ludzi by następnie za zasługi pozwolono mu stanąć na czele obrony.

Co do reszty. Kwestia gustu. Bravehearth to również jeden z moich ulubionych filmów, ale jeśli chodzi o przekaz królestwo niebieskie kładzie go na łopatki. I tu patos i tam patos. W bravehearth patos bohatera, w królestwie niebieskim patos walki o ziemię świętą.
Co do muzyki, osobiście najbardziej podoba mi się muzyka w królestwie.
W stosunku do pozostałych dwóch filmów królestwo zdecydowanie przegrywa wyłącznie pod względem akcji. Przedewszystkim każda walka jaka dzieje się przed oblężeniem jest poprostu pokazana, nie ma w niej żadnego patosu, jest pokazana tak zwyczajnie, bezemocjonalnie, nie buduje zabardzo napięcia. Można na to nażekać jednak kiedy się uświadomii, że nie to jest tu na pierwszym planie, i jest zrobione właśnie tak, żeby nie przysłaniać dialogów i postaci, można tą wadę zignorować. Co do przemowy zagrzewającej do boju.... Osobiście uważam, że była znacznie mniej patetyczna niż jakakolwiek przemowa crowe'a czy gibsona. Ot Balin mówi co i jak: rzucicie broń, zginą wszyscy, nie żucicie gwarantuje że wywalczymy droge do domu, walczymy nie o kamienie lecz ludzi. Krótka piłka z jego strony. I tu trzeba być konsekwentnym bo mówienie o za dużym patetyźmie tego filmu w stosunku do Gladiatora i Bravehearth jest dla mnie poronione. Ani bohater, ani jego przemowy, ani jego walki nie są w połowie tak patetyczne jak dwóch pozostałych panów. Problem może w tym, że ktoś rozumie powagę walki crowe w obronie amerykańskiego stylu zycia w Rzymie czy walkę wallece'a o niepodległość szkocjii, a nie rozumie walki o ziemię świętą i rozterek religijnych głównego bohatera.

ocenił(a) film na 10
Negative

Może też problem tkwi w tym, że nie jest to film o Balianie kowalu czy Balianie obrońcy jerozolimy, tak jak gladiator był filmem o gladiatorze, a braveheart o Williamie walecznymsercu Wallesie tylko film o KRÓLESTWIE NIEBIESKIM.

użytkownik usunięty
Negative

"A kowal podróżujący do ziemi świętej by odkupić swoje morderstwo i samobójstwo żony, oraz znaleźć cel w życiu po utracie całej rodziny to nie jest postacią tragiczną?"

Nie, to nie jest tragizm. Ani w ujęciu antycznym, ani współczesnym...

Widzę, że jesteś wielkim miłośnikiem Kowala Blooma. Proponuję więc odwiedzić stronę: www.hotboys.com :) W prawym górnym będzie fotka Blooma nago, zbroczonego krwią, w rycerskim kasku i z dzidą w ręku.

Smacznego! :)


ocenił(a) film na 10

TRAGIZM [gr.], kategoria estet. oznaczająca nierozwiązywalny konflikt między dążeniami jednostki a siłami zewn. (fatum, wyroki boskie, prawa natury itp.) lub między różnymi dążeniami i skłonnościami tej samej jednostki, zakończony jej klęską; tragizm ujawnia konieczność wyboru między równorzędnymi racjami (np. honorem i miłością), powodującego nieuchronne przekreślenie uznawanych wartości; stanowi istotę tragedii.

Jeśli chcesz się upierać to konflikt tragiczny masz kiedy Balian wybiera między królestwem i kobietą a honorem i własną duszą. Konflikt iście tragiczny zakończony tragedią tysięcy poległych pod hittin i upadkiem królestwa. Paradoksalnie w tym konflikcie Balian ulega prawom boskim sprzeciwiając sie pragmatycznej ludzkiej logice (królestwo będzie królestwem sumienia albo nie będzie go wcale). Do tego masz jeszcze potocznie rozumianą tragedie związaną z utratą rodziny i morderstwem.
Nie jestem wielkim miłośnikiem Bloom, jestem miłośnikiem tego filmu, a Bloom dobrze zrobił co do niego należało.
Ty tymczasem prezentujesz postawę- nie lubie Blooma wiec cały film ssie. Człowieku, to tak, jak ja bym przyszedł do ciebie i powiedział: Arni to marny aktorzyna, głupi mięśniak który nawet nie umie porządnie mówić po angielsku więc wszystkie filmy z nim to syf.

ocenił(a) film na 8
Negative

Widzisz Derek, ani myślę zbijać Twoich argumentów dotyczących Braveheart czy Gladiatora bo ja również uważam je za filmy lepsze i zresztą jedne z moich ulubionych. Ale dalej z uprorem maniaka będę twierdził że Królestwo niebieskie jest godnym polecenia tytułem abstrahując już od Blooma który budzi skrajne emocje. Chyba kwestia gustu - po prostu...

Znam całą masę gości którzy na nazwisko Bloom dostają sraczki z wysypką włącznie - tyle że ja do nich nie należę. Ani mnie ten człek ziębi ani parzy - i stwierdzam że o ile mógł wnerwiać w Piratach czy Troi tak w tym filmie plamy nie dał i zagrał na poziomie, a że nie dorównał wielkim poprzednikom to zupełnie inna sprawa. Ja tego od niego nie oczekiwałem... A zresztą postać Baliana jak sam zauważyłeś jest zupełnie inaczej poprowadzona (to już nie jest mściciel-patriota jak tamci dwaj) i pozostałaby taka ktokolwiek by go nie zagrał.

Patos... Nie stwierdziłem nigdzie że mi patos zawsze przeszkadza, wręcz przeciwnie w takich właśnie produkcjach jak wyżej wymienione, jak LOTR jest jak najbardziej wskazany i całkiem strawny - co innego w jakimś w sumie lekkim filmie takim jak niesławny Dzień Niepodległości gdzie zgrzytało straszliwie...

W Braveheart było masę świetnych ról zarówno pierwszo jak i drugoplanowych - ciężko byłoby mi wybrać najlepszą...