Poszedlem na Kingdom of Heaven, przyznam szczerze, przez przypadek. Przez przypadek rowniez zauwazylem strone o tym filmie na FilmWebie. I moge sie jedynie zgodzic z rzetelna recenzja Marcina Kaminskiego (choc tez nie do konca) i jednym tylko opisem autorstwa Nyaa. Jesli o pozostale trzy opisy chodzi:
Mn2000: "W Jerozolimie spotyka go jednak kolejna tragedia..." O jaka tragedie chodzi? Nie potrafie sie doszukac niczego, co moznaby bylo nazwac tragedia...
Dziewczyny: Po takim opisie, bylbym przygotowany na kolejna rysunkowa bajke Disneya. Poza tym nie bardzo jestem w stanie doszukac sie motywu wydania Sybilli za maz sila...
Ninkainka: A wiec wiesniak to, czy kowal?
To oczywiscie drobnostki, ale czyz opis filmu nie powinien byc rzeczywiscie jego opisem? To tak samo, jak nazwac ten film "romansem" - kolejne zaklamanie!
Co do wartosci Krolestwa: Jak na Ridleya Scotta przystalo, efekty, realizacja i rezyseria z gornej polki. Dlaczego jednak daje mu tylko 6 punktow? Dobra jest jedynie ostatnia godzina filmu (niestety to duzo mniej, niz polowa). Pierwsze 85 minut wprawia mnie w nerwowe spogladanie na zegarek, nadmierna chec zapalenia papierosa, nie mowiac juz o ziewaniu... Nie mowiac juz o tym, ze pelno jest w nim typowo hollywoodzkich sentymentalnych motywow i kompletnie brakuje jakiegokolwiek zaskoczenia, zawsze wiadomo, co bohaterowie za chwile powiedza.