Nic specjalnego. Scott zrobił "tylko" kolejny dobry film na swoim poziomie, choć można by wymagać od niego więcej.
Ja byłem na pokazie premierowym "minute po północy" i wyszedłem zadowolony. Nienudziłem się, scenariusz mnie specjalnie nie denerwował, wszystko było sensowe i dość przemyślane. Myślę że o dziwo ten o którego bałem się najbardziej - Olrando - zasłużył sobie na duży plus za tę rolę, bo wg mnie poradził z nią sobie świetnie i sam się dziwiłem że nierozpoznaje w nim tego ulizanego Legolasa z pupcią niemowlaka zamiast twarzy:)
I na tyle zalet.
Niestety to co miało stanowic siłę tego filmu, czyli samo oblężenie jerozolimy, było wg mnie największą klęską...
Niedość że przeżyłem dejavu związane z oblężeniem Wiecznego Miasta Minas Tirith, co po trosze związane było z użyciem tego samego ekwipunku - balisty, trebuszety czy wieże oblężnicze w identycznej wersjii już kiedyś widzieliśmy... szkoda... i jeszcze ten pokaz fajerwerków na rozpoczęcie oblężenia w nocy... na mnie to nie zadziałało.
No ale przeżyłbym to jeszcze, gdyby nie jedna scena, która zakłóciła moją powagę podczas oglądania tego filmu. Dotyczy ona również oblężenia. Nobo, no jesus mario(!!), jak można tak popierdzielic czasy wypraw krzyżowych i II wojny światowej? nosz kurde mol nie wiedziałem czy śmiac się czy wyjść, ale nagle w czasie walki ni z tąd ni z owąd Scott przeniosi nas do schronu przeciwlotniczego!! Nagle pokazuje am wąskie korytarze, stłoczonych tam ludzi i... nagle wybuch...kamera lata w górę i w dół... w prawo i w lewo, jakby atom pierdalnął nieopodal...

mimo to polecam film. nic nowego nie zobaczycie, ale rozrywkę zapewnia przednią. taki tam film na nudne popołudnie:)