jeśli kogoś obraziłam tym że użyłam jego słów to z góry bardzo przepraszam :)
„Film to wynalazek bez przyszłości”- miał powiedzieć Luis Lumiere, który w 1895 roku, w Paryżu pokazał światu, z bratem Augustem pierwszy film w historii. Wówczas stwierdzenie to mogło się wydawać bliskie prawdy...Dziś film stał się międzynarodowym środkiem wyrazu i komunikacji, obejmującym wszystkie dziedziny naszego życia.
Sztuka filmowa jest szczególnym rodzajem obrazu- jest widowiskiem multimedialnym, łączącym poprzez odpowiedni montaż obrazy ruchome z tekstem i muzyką... Jest najatrakcyjniejszą formą widowiska, relacji czy archiwizacji ważnych wydarzeń...
Zależnie od potrzeby utrwalamy lub kreujemy otaczającą nas rzeczywistość. Prawda czasu, prawda ekranu lub fabularna fikcja, scena wymyślona czy fakty, wytworzona komputerowo baśń lub sceniczne widowisko- można wyczarować wszystko. Granicą jest tylko wyobraźnia.
Adaptacja filmowa polega na wyrażaniu zasadniczej treści i głównych myśli, które zawiera powieść, przy pomocy innych środków, właściwych sztuce filmowej. Autor scenariusza filmu czyli literackiej podstawy dzieła filmowego, nie tylko decyduje które postacie, wątki i motywy opisane w pierwowzorze literackim znajdą się w scenariuszu lecz również przekazuje własną interpretację tego dzieła. Może także zmieniać jego wymowę moralna i filozoficzną. Celem adaptacji nie jest przedstawienie całego utworu lecz przekazanie w dobrej formie filmowej jej zasadniczych treści i głównych myśli.
Wydaje się ona najpewniejszą, najprostszą i najbardziej naturalną drogą kontaktu filmu z literaturą. Ale czy indywidualna inspiracja i interpretacja reżysera nie unicestwia niepowtarzalnego charakteru książki?
„Królowa Margot” na podstawie książki Aleksandra Dumas doskonale oddaje klimat XVI- wiecznej Francji, pokazując bez fałszywej pruderii mentalność i obyczaje tamtych czasów.
„Imię róży” Umberto Eco i adaptacja Jean’a Jacques’a Annaud idealnie odzwierciedla mroczne dzieje średniowiecza- religijny okres panowania Świętej Inkwizycji i bezwzględnych wyroków wobec herezji.
Adaptację „Królowej Margot” Patrice’a Chereau, opisującą czasy rozpusty, krwi i dążenia do władzy po trupach, można określić stwierdzeniem: „BRUTALNOŚĆ, HISTORYCZNA PRAWDA, GNÓJ, KREW I POT”. Ten autorski obraz jest propozycją nowego spojrzenia na materiał literacki. Dostrzec można niesamowity synkretyzm- idealne połączenie obrazu, plastyczności, muzyki i aktorstwa. Ciekawa akcja i sugestywny obraz dobitnie ukazuje masakrę nocy z 23 na 24 sierpnia 1572 roku. Wizja świata pogrążonego w absurdzie nienawiści wyznawców tego samego Boga oraz spiski, wyuzdanie i przepych dworu- tworzą niepowtarzalny klimat filmu. XVI- wieczna Francja jest analogią do współczesnej Europy- niby jednego organizmu, a jak dworu Walezjuszy- toczonej wieloma konfliktami.
Wątek przygodowo- romansowy schodzi na dalszy plan, ale scena rozstania na wzgórzu Margot i La Mole’a powoduje, że oglądający popada w nostalgię i skrycie marzy o takiej miłości.
Kolejnym komponentem jest przepiękna, genialna muzyka Gorana Bregovica, odwołująca się do bratobójczej wojny w Bośni.
Adaptacja hipnotyzuje, jest widowiskowa i naładowana silnymi emocjami. Zachwycają kostiumy.
Bardzo widoczna jest również swoistość historycznych stereotypów osobowych, symbolizujących ducha epoki. Francja jest rozdarta konfliktami religijnymi, stronnictwami przewodzą Gwizjusz i Coligny. Pazerni władzy Walezjusze knują kolejne spiski i są w stanie uczynić wszystko na życzenie Katarzyny Medycejskiej.
Splendoru filmowi dodaje znakomite aktorstwo. Isabelle Adjani jako Margot jest niejednoznaczna, podziwiana i nieszczęśliwa niczym postać z greckiej tragedii. Adaptacja jest przede wszystkim obrazem psychologicznym kobiety, której nie miał kto nauczyć miłości więc myliła ją z pożądaniem, za co postrzegano ją jako ladacznicę. Kazirodcza miłość braci, w rękach których była zabawką, spowodowała destrukcję miłosną i osamotnienie.
Należy także zwrócić uwagę na rolę Vincenta Pereza jako La Mole’a. Lerac w jego wykonaniu nie jest tym znanym z kart historii, ale nonkonformistycznym i dynamicznym bohaterem, niewahającym się tracić głowy w imię religii i kobiety.
Książka Aleksandra Dumas to krwawy lecz istotnie piękny, historyczny dramat francuski. Autor wiele nie odbiega od faktów, ale zgrabnie ujmuje je w powieści. „Królowa Margot ” w jego wykonaniu to barwna opowieść, pełna rozmachu i literackiej ekspresji. Patrzy on na historię przez pryzmat tragedii Margot, jej miłości i nienawiści.
Powieść jest arcydziełem niezwykle rozbudowanym i wielowątkowym. Dumas skupia się na intrygach dworskich i miłości do La Mole’a pomijając inne romanse Małgorzaty. Czytając czuje się dreszczyk emocji bo na każdej stronie unosi się zapach śmierci i zdrady. Przewracając kolejne kartki, stajemy się uczestnikami wydarzeń- niepowodzenia i sukcesy współodczuwamy z bohaterami.
Akcja osadzona jest w plątaninie tajnych przejść, schodków i pokoi dworskich Luwru- hiperbolizuje to mroczny, tajemniczy klimat. Kompozycja wątków jest oszałamiająco precyzyjna, nie da się ich streścić w kilku zdaniach.
Powieść urzeka specyficznym językiem, lekkością i metodą wykorzystania tła historycznego.
Czytając „Królową Margot” odkrywa się czar krwawej historii. „W Dumasowskim świecie najpiękniej umierają błędni rycerze dla dobra królów”. Powieść wciąga od początku do końca, mimo z pozoru błahej fabuły. Autor umiejętnie czaruje słowem pisanym.
Pierwowzór i jego adaptację łączy bardzo wiele. W obydwu Noc świętego Bartłomieja jest malownicza i okrutna zarazem. Podczas jej trwania mamy do czynienia z hipokryzją wiary i zabójstwem z jej wyznaniem na ustach, jak u islamskich ekstremistów. Książkę i film łączy mroczna atmosfera spisków dworskich i nienawiści oraz główny motyw- czyli miłość w różnych aspektach. Fabuła również kręci się wokół kulisów politycznych zamachu na protestantów. Polski akcent- delegacja na czele z wojewodą Łaskim, proszącym o objęcie tronu Henryka- także występuje w obydwu. Akcja rozpoczyna się w takim samym momencie- ślubu Bearneńczyka i Margot, rzeczywisty cel- rzeź na innowiercach- jest niezmienny.
Podobieństwo nie omija również bohaterów- niejednoznacznych i nieprzewidywalnych- jak w życiu. Henryk Nawarski- ocalały więzień Luwru, unikający dybiących na jego życie Walezjuszy. Jego przyjaźń z Małgorzatą- zawieszoną między małżeństwem z rozsądku, a miłością z wyboru. Katarzyna- prowokatorka wojny religijnej, wzór intrygi i mądrości politycznej. Ukochany Henryk d’Anjou- zdemoralizowany i ambitny ale nieudolny król Polski. Karol IX- zagubiony w Luwrze władca o mentalności dziecka oraz Franciszek d’Alecon- zniewieściały, nieczuły i żądny władzy za wszelką cenę. Niezmienna jest śmierć Leraca de la Mole i Annibala de Cocconas- początkowo wrogów, później przyjaciół.
Inwencja reżysera adaptacji jest bardzo silna czego skutkiem są pewne różnice. Dotyczą one przede wszystkim osoby tytułowej bohaterki. Małgorzata de Valois w filmie jest bardziej rozwiązła, czasem nazbyt chłodna wobec La Mole’a. W książce Dumasa jest nazbyt wyidealizowana, momentami nawet nierealna.
Zmianę można zauważyć też w postaci Henryka Bearneńskiego. W adaptacji filmowej wcale nie chce opuszczać Luwru, Margot nie chce mu towarzyszyć w ucieczce, którą planują protestanci. W powieści plany zostają udaremnione- Henryk i Małgorzata zostają złapani na gorącym uczynku.
Różnica dotycząca pierwowzoru i adaptacji to wpływ na Karola IX. W filmie jest to na początku generał Coligny, później Katarzyna. Dumas jako „głównodowodzącą” Karolem ustanowił wyłącznie jego matkę.
Kolejne różnice to pies, którego właścicielem w adaptacji utworu jest Karol. W książkowej wersji jest to Katarzyna. La Mole i Małgorzata w powieści spotkali się w Luwrze- reżyser umieścił ich spotkanie na ulicy, w noc poślubną królowej.
Jeszcze wiele różnic i cech łączących film i książkę można wymieniać. Adaptacja przecież ma prawo metamorfozy wydarzeń.
Powieść „Imię róży” napisana jest w formie kronikarskiej relacji Adso z wydarzeń dziejących się w 1327 roku. Wszystkie one rozgrywają się w ciągu tygodnia, w anonimowym, włoskim opactwie benedyktynów. Oryginalny sposób narracji oraz wielość treści i znaczeń, czynią z tego utworu książkę z duszą.
Umberto Eco- mistrz intrygi, magii i plastycznego opisu, stworzył kunsztowną fabułę z dokładnie przedstawionymi wszystkimi szczegółami. Symonia i prywata są nieodłącznym atrybutem władzy kościelnej, Dziewczyna jest głodną przedstawicielką prostaczków, a Wilhelm- zakonnikiem- detektywem, rozwiązującym zagadki tajemniczego opactwa. Autor wspaniale opowiada tą historię, a dzięki niesamowitym murom opactwa i sylwetkom mnichów, dostrzec można motyw mistycyzmu- Hubertyn z Casale- oraz problem herezji- Salwator i Remigiusz.
Jeden z głównych bohaterów- Wilhelm z Baskerville- przedstawiony jest jako człowiek renesansu, mający poczucie humoru i zachowujący zdrowy dystans do religii i ślepej wiary. W opozycji do niego jest młody Adso- zagubiony nowicjusz, stający przed rozmaitymi dylematami życia w zakonie.
„Imię róży” jest swoistym traktatem filozoficznym, koncentrującym się na zagadnieniach mentalności średniowiecznej na przykład ubóstwa Chrystusa. Świetnie pokazuje walkę i spory różnych myśli teologicznych. Eco stara się odzwierciedlić specyficzny klimat średniowiecza, splatając je z fikcją literacką- akcja nabiera wtedy tempa, a czytelnik fascynuje się mrokami epoki. Mistrzowska budowa nastroju i surowa sceneria dopełniają całości.
Książka ma koncepcję otwartą, związaną z nietzscheanizmem, relatywizmem poznawczym i symbolizmem- dlatego postrzegana jest jako postmodernistyczna. To dzieło wielopłaszczyznowe- posiada wątki historyczne, kryminalne, polityczne, dotyczące dziejowości i wątek miłosny.
Autor jest wspaniałym eurydytą- dogłębnie zna średniowiecze, symbolikę oraz łacinę. Dzięki niej ciekawie przedstawił konflikt między mistycyzmem a scholastyką i napisał wielowarstwowy traktat mówiący o religii, miłości, życiu i człowieku. Dlatego „Imię róży” nazywa się arcydziełem i majstersztykiem pisarstwa.
Eco zatytułował książkę nawiązując do motywu ubi sunt, wyjaśniając go cytatem: STAT ROSA PRISTINA NOMINE, NOMINA NUDA TENEMUS. Nadał dzięki temu nową jakość całości, bo żadna aluzja ani róża nie została użyta w tekście.
Książka jest obszerna i trudna, ale jakże wciągająca i wartościowa. Na wskroś humanistyczna- zawiera treści niemożliwe do przekazania przez film- i zachwyca bogactwem- dlatego stanowi wyzwanie dla reżysera i czytelnika. Tego drugiego przyciąga przede wszystkim temat i koncepcja – całkowicie inna niż w wielu dziełach.
Bywają, choć rzadziej niż komety, filmy, które są magią. Oczarowywują nas i pozostajemy pod ich wpływem do końca życia. Taka jest fenomenalna adaptacja „Imienia róży”.
Twórcy filmu starali się nie tylko zachować klimat, ale i stworzyć składną historię, nieodbiegającą od książkowej. Rozwiązanie głównej intrygi ma stanowić klucz do ponurego, mrocznego i zakłamanego średniowiecza. Dzięki temu produkcja ta nie popada w schematy.
Wyeksponowano wątek kryminalny książki. Reżyser serwuje doskonałą opowieść kryminalną, osadzoną w niecodziennych i ciekawych realiach, z seryjnym morderca w tle. Życie w zakonie okazuje się niebezpieczne, a Inkwizycja jest potwornym „wynalazkiem” Kościoła.
Mroczne, ale wierne i dogłębne oblicze wieków średnich dopełniają perfekcyjne występy aktorów. Bernardo Gui, demoniczny inkwizytor, jest próżnym człowiekiem wierzącym w swoją nieomylność i napawającym się władzą. Szczyt swoich zdolności aktorskich prezentuje Sean Connery- spokojny i dociekliwy oraz mnisi, skrywający swoje tajemnice. Ich kreacje są sugestywne i rewelacyjnie charakterystyczne, bo grane przez nieopatrzonych aktorów. Doskonale sprawdziła się także Valentina Vargas- dziewka bez imienia o hipnotyzującej urodzie. Tłem dla tego wszystkiego są spory zakonników, ich rozpusta i Święte Oficjum karzące niewinnych.
Średniowieczny urok adaptacji i napięcie odczuwa się do ostatniego ujęcia. Wszystko jest w niej idealnie wyważone, „dopięte na ostatni guzik”. Retrospekcja i misterna konstrukcja są nieodłącznymi elementami akcji. Całość odbioru potęguje klimat i niebanalny wątek miłosny.
„Imię róży” jest filmem misternie zrealizowanym. Scenografia, min. piękne plenery włoskich Alp, sprawiają, że widz wierzy, że to XIV wiek, a nie cztery ściany studia Hollywood. Jean Jacques Annaud zrealizował dobrą warsztatowo adaptację, bardzo realistyczną, momentami naturalistyczną. Operator kreuje narastający klimat grozy- daje się odczuć brud i wilgoć, podziwia się wiedzę zgromadzoną w kamiennych murach opactwa.
Film zmusza widza do chwili „zwolnienia” i refleksji, skupia na sobie całkowitą jego uwagę. Można go oglądać w nieskończoność, a itak zawsze zaskakuje. Odnosi się wrażenie, że Annaud nakręcił film dla ostatniej sceny, by uzyskać efekt tego ostatniego zdania i jego powiązania z tytułem. Adaptacja „Imienia róży” dzięki temu jest niezapomnianą uczta dla wybrednego kinomana. Bez zbędnych przerysowań ukazuje z całkiem innej strony epokę, niż ma to miejsce w legendach o Rycerzach Okrągłego Stołu.
Średniowiecze się skończyło, ale nastała współczesność, która bywa do niego podobna. Mnisi już nie uważają, że śmiech jest grzechem... ale istnieją inne powody, doprowadzające zatrute umysły do pasji i morderstw.
Książka i nakręcony na jej podstawie film są do siebie bardzo podobne. Obydwie ukazują rozłam i zubożenie kultury chrześcijańskiej, stanowiąc tło dla rozgrywającego się kryminału. Dostarczają wiedzy o życiu ludzi w klasztorach i o stosunkach międzyludzkich. Widoczny jest spór papieża i cesarza.
„Sherlock Holmes średniowiecza”- Wilhelm- jest wyrozumiały dla bliźnich i dowcipny. Jego powściągliwość przywodzi na myśl angielskiego gentelmana, a jego działania (ratowanie biblioteki) są pełnie pasji. Postać ta charakteryzuje się konfliktem światopoglądowym – jest jednocześnie uczonym, ufającym rozumowi i wierzącym franciszkaninem.
Kolejną wspólną cechą są rozterki wewnętrzne Adsa i ekonomiczny podtekst debaty o ubóstwie Chrystusa. Krytyka Kościoła jest zawarta w obydwu dziełach. Symonia, niedotrzymanie ślubów czystości i bogacenie się kosztem ludu to główne wady ówczesnych sług bożych.
Łączą je także malownicze morderstwa w strasznym, a zarazem cudownym klasztorze, toczące się wokół biblioteki i jej woluminów. Kojarzone są one z Księgą Apokalipsy i nadejściem Antychrysta. Śmierć mnichów jest związana ze śladami czerni na palcach i językach.
Zarówno w książce jak i w filmie występują: topos róży- wielosymbolicznego środka używanego w literaturze oraz topos labiryntu- alegorii zmagania się ze światem, poszukiwania swego miejsca w życiu i bezskutecznej próby wyswobodzenia się spod władzy.
Każdy z przedstawionych bohaterów ma na swoim sumieniu mniejsze lub większe grzeszki, mając na ustach Boga. Adaptacja i film stawiają znak zapytania przy stwierdzeniu o micie Kościoła jako strażnika moralności.
Mimo, że powieść i jej filmowa wersja mają tak wiele cech wspólnych. Filmowi zarzuca się głównie nie trzymanie się całkowicie fabuły książki i spłycanie wątków.
Annaud zbytnio skupił się na wątku kryminalnym, a pominął filozoficzny, by film miał „tempo”. Słabiej zarysowano tło historyczne- brak jest dysput teologicznych, których jest mnóstwo w książce.
Adaptacja zbytnio spłyca temat pychy mnichów- ich ograniczenia i zawistnego strzeżenia ksiąg przed postronnymi. Nie rozwinięto wątku dulcynian, kosztem wątku miłości Adsa do dziewczyny- niekoniecznie słusznie.
W filmie znaleźć można również drobne zmiany takie jak wygląd Wilhelma, brak drugiego wejścia do biblioteki i zmiana w scenie zabójstwa Seweryna.
W powieści nie opisano przebiegu procesu przed trybunałem Inkwizycyjnym, dziewczynę spalono na stosie, a Bernardo Gui odjechał cały i zdrowy. Poza tym lepiej wyjaśnia ona tytuł i bardziej pokazuje geniusz Wilhelma (koń opata).
Zawarcie w filmie wszystkich wątków utworu jest niemożliwe, mimo tego jest on ciekawy i intrygujący. Jednak czytelnikowi mistrza Eco czegoś w nim brakuje, bo książka bardziej trzyma czytelnika w napięciu.
Konkludując moje rozważania, istotę wyższości literatury nad jej adaptacją lub odwrotnie, należy rozpatrzyć na dwóch odmiennych przypadkach, posługując się wyżej przytoczonymi przykładami.
Jeśli chodzi o „Królową Margot” Dumasa i jej filmową wersję to lepiej w tej konfrontacji wypada adaptacja. Usuwa ona kilka zbędnych scen i wątków, niekoniecznie niezbędnych w całości fabuły. Całokształt wraz z dobrze dobraną obsadą i muzyką tworzy spójną jedność, łatwiej pojmowalną dla widza jak również dla czytelnika pierwowzoru.
Biorąc pod lupę „Imię róży”, mamy do czynienia z wyjątkowym przypadkiem, gdzie zarówno książka jak i film należą do arcydzieł w swoim gatunku- jest to swego rodzaju fenomen w historii kina, bo obie zaliczają się do kanonu. Moim zdaniem lepsza jest jednak powieść Umberto Eco ponieważ film narzuca obraz świata przedstawionego, o którym każdy ma własne wyobrażenie czytając książkę.
W końcu sprawą najważniejszą jest to, by przed końcowym podsumowaniem nie stracić z pola widzenia tych cennych wartości, jakie dane dzieło kryje w sobie, bo przecież „HISTORIA MA SENS JEŚLI JEST ŻYWA”.