Zapragnąłem obejrzeć jakiś stary dreszczowiec i trafiłem na produkcję Siodmaka. Widać jak bardzo tym filmem inspirowali się późniejsi twórcy. W Krętych schodach jest wszystko to, co potem było eksploatowane aż do znudzenia. Tutaj na szczęście się nie nudzi lecz intryguje. Jest morderca ubrany w płaszcz i skórzane rękawiczki i jest gotycki mrok. Film wiele zyskuje dzięki bardzo dobrym zdjęciom, dzięki grze świateł i ciemnym obrazom Kręte schody są naprawdę klimatycznym tworem, który każe się zastanawiać "kto jest mordercą?". I całość ogląda się naprawdę dobrze, tylko mam dwa poważne zarzuty: natrętna muzyka - napięcie równie dobrze można budować bez użycia monotonnych dźwięków. Druga irytująca sprawa to aktorstwo. Ja rozumiem, że w latach 40-tych aktorstwo znacznie się różniło od tego dzisiejszego, ale tutaj nie mogłem zdzierżyć niektórych postaci mających syndrom "jednego wyrazu twarzy". Przede wszystkim mam na myśli Helen, tj. jedną z głównych bohaterek Krętych schodów, pół biedy gdyby była postacią epizodyczną. Ale byłbym nie fair gdybym nie napisał, że dwie ostatnie sceny są bardzo udane w jej wydaniu Bardzo lubię oglądać stare filmy i bodajże pierwszy raz tak irytowało mnie aktorstwo. Na szczęście cała reszta jak najbardziej na plus. Kręte schody wiele zawdzięczają zdjęciom - podobał mi się sposób kadrowania mordercy (złowieszcze oko na czarnym tle) oraz muszę jeszcze pochwalić scenografię, która ma równie spore znaczenie w budowaniu nastroju. Ogólnie całość oceniam na 7/10. 7 dlatego, bo świetnie się ogląda i cała historia potężnie wciąga.