Tu napisałem recenzję:
http://www.dobroni.pl/rekonstrukcje,krucjata-w-dzinsach-recenzja-filmu,5991
Przesadzasz.Jedynka dla tego filmu to zbyt ostra ocena.Jedynkę można dawać takim filmom jak "Komedia romantyczna" czy "Monstrum".
Recenzję? Dłuższe teksty pisałem tu, na FW, całkowicie na gorąco. Dłuższe i bardziej rzeczowe. Nie powiedziałeś nic, co uzasadniałoby tak niską ocenę. Całe szczęście, że nie wymieniłeś więcej "błędów", bo jeszcze bardziej byś się skompromitował. Błędy w tej recenzji owszem, są - twoje.
"Zaczynając od samego początku, dlaczego główny bohater nie może dogadać się z napotkanymi rzezimieszkami, skoro z każdym innych chłopem czy szlachcicem rozmawia po angielsku?"
A skąd absurdalne przypuszczenie, że rzezimieszki, które chciały bohatera okraść, w ogóle zamierzały się z nim dogadać? Skąd absurdalne przypuszczenie, że obchodziło ich cokolwiek, co on ma do powiedzenia? Jak dres cię w ciemnym zaułku napadnie i postanowi zabrać portfel tudzież komórę, to co - myślisz, że będzie chciał się z tobą "dogadywać"? Stuknij ty się w łeb, zamiast brednie takie pisać.
"Przecież chyba każdy człowiek w XIII wieku znał perfekcyjnie język wyspiarzy, prawda?"
Och, straszne. A taki "Pianista" - wszyscy Polacy gadają tam po angielsku. Albo "Żelazny Krzyż" - Niemcy tam gadają po angielsku! I - och, och - w "Star Wars", w odległej galaktyce, wszystkie te ufole też gadają po angielsku! Koniec świata!
Teraz powinieneś sobie stuknąć w łeb obuchem siekiery. Z której choiny się urwałeś? Czepiasz się czegoś, co jest naturalnym elementem pewnej "umowności" w filmach? Czepiasz się czegoś, co nawet nie jest "nieścisłością", tylko złem koniecznym - bo inaczej jak miałbyś akcję poprowadzić w tym filmie, gdyby postacie nawet nie mogły ze sobą gadać?
"Lecz haniebnym błędem jest rozmowa Dolfa z zarządcą pewnego miasta. Chłopak przekonuje go do oddania zapasów miejskich krucjacie w niecałą minutę"
Znaczy o której scenie mówisz? Tej, gdy zarządca miasta oddał zapasy po tym, jak piorun w wieżę przywalił - przez co uwierzył, że spotkała go kara boska za to, że z początku odmówił pomocy? A może o tej, gdzie zarządca miał Dolfa gdzieś, więc chłopak poszedł wcale nie do zarządcy, tylko do piekarza, któremu zaoferował w zamian za zaopatrzenie "trubadura w pudełku" (znaczy, swój odtwarzacz mp3)? Tak czy inaczej, bredzisz. Znowu.
"Z kolei oszukani łowcy niewolników po prostu znikają"
Cud - ten jeden raz ci się udało zauważyć niedociągnięcie. O ile oczywiście nie jest po prostu tak, że dzieciaki w tak zwanym międzyczasie opuściły tamto wybrzeże, nie czekając, aż ci łowcy ich pojmą - co jest bardzo prawdopodobne. Zresztą, ci sami łowcy, co do podobno zniknęli, ścigają bohatera i jego lubą jeszcze w mieście.
"Mianowicie matka chłopaka prawie dostaje zawału, na myśl o możliwej śmierci swego potomka. Co z tego, że może przyzwać go z przeszłości, dokładnie z miejsca, w które się „teleportował”"
http://www.pablik.pl/slownik/img/foto/facepalm.jpeg
Co z tego, że jego w tym miejscu prawdopodobnie już od bardzo dawna nie ma. Nie, naprawdę... to już się żałosne robi.
I to mają być te "błędy"? Całe szczęście, że następnych nie ujrzeliśmy.