Wszystko w tym filmie jest umowne: postacie, przebieg zdarzeń, rekonstrukcja miejsc i faktów.
Jason Clarke jest tak podobny do Heydricha, jak fabuła filmu do rzeczywistego przebiegu wydarzeń.
Odtworzenie akcji w cerkwi (tu: kościele) całkowicie fantastyczna, bzdura bzdurę pogania.
Nie widzę sensu zarówno w takk niedbałej ekranizacji, jak i dokonywania jej "nazajutrz" po całkiem przyzwoitej adaptacji "Anthropoid".