Powiem szczerze że po przeczytaniu entuzjastycznych recenzji miałem ogromne nadzieje co do tego filmu. Niestety srogo się rozczarowałem. Liczyłem na petardę a otrzymałem film który praktycznie niczym mnie nie zaskoczył! Tymbardziej dziwi mnie fakt ze film został oceniony tak wysoko przez fanów jak i recenzentów, podczas gdy „Krzyk 4” który był filmem o wiele bardziej zaskakującym został zmieszany z błotem. Naprawdę nie zauważyłem aby najnowsza część czymś się wyróżniała i była pod jakimś względem lepsza od czwórki. Serio, dla mnie to film na tym samym poziomie. Co najważniejsze, największym rozczarowaniem była końcówka. Jak tylko zobaczyłem na ekranie Mikey Madison to pomyślałem sobie „Ooo to ta psycholka z filmu Tarantino! Napewno to ona będzie mordować”. No i miałem racje! To było po prostu oczywiste. Dużo bardziej zaskakująca była tożsamość morderców z czwartej części… „Święta trójca” cyklu ma tu fatalnie napisane role! No może jedynie Arquette daje radę ale już np Gale straciła cały swój pazur a Sidney pojawia się na ekranie nie wiadomo po co! Nowi bohaterowie tez nie robią wielkiego wrażenia. Jedynie Jenna Ortega daje radę ale moim zdaniem to jest ogólnie aktorka z dużym potencjałem. Liczyłem na powiew świeżości a po seansie miałem w myślach wielkie „Meeeeeh”. Do samego końca skrycie liczyłem że mordercą okaże się Gale lub Sidney…