Oglądałem film w pikselozowej jakości, a w dodatku brakowało co najmniej kilku minut. Pomimo tego dla fanów spaghetti westernów jest to ciekawa pozycja ze względu na różne dziwactwa, których można tu doświadczyć. Nie chcę spoilerować, więc wspomnę jedynie, iż dwaj główni bohaterowie nie wypowiadają przez cały czas ani słowa, a w dodatku jeden z nich jeździ na koniu z małym pieskiem. Reżyseria jest bardzo specyficzna, na pewno zupełnie inna od stylu chociażby Sergio Leone. Pojawia się bardzo dużo zoomów, co w pewnym momencie staje się irytujące. Trzeba jednak przyznać, że kilka ujęć było naprawdę pomysłowych (imponujący początek). Trudno mówić tutaj o scenariuszu, prędzej o zalążku scenariusza. Jeden bohater mści się na trzech bogatych obywatelach miasteczka za krzywdę, którą mu niegdyś wyrządzili, drugi nie wiadomo czemu mu pomaga i właściwie tyle.Z aktorów zapamiętałem Tony'ego Kendalla, który stworzył enigmatyczną, intrygującą postać. Reszta raczej przeciętna. Muzyka w większości zapożyczona z innych spagów ale ogólnie na plus. Szczególnie spodobało mi się połączenie scen przemocy z radosną muzyczką. To wszystko tworzy unikalny, trudny do określenia nastrój. Niewątpliwie ten film przypadł mi bardziej do gustu niż bardziej cenione "Matalo" czy też "Django Kill".