Gdyby nie dziwne, pozbawione logiki niektóre akcje, film nie był by najgorszy. Po pierwsze - która dziewczyna gotowa by była włamać się w nocy do baru, by ratować poznanego przed paroma godzinami kolesia? I dlaczego koleś współpracuje z mamusią, pomagając jej karmić zombich, by na końcu bez mrugnięcia okiem obrócić się przeciwko niej? I dlaczego zombie kuśtykają powoli, by za chwilę ciąć jak sprinterzy, czy z werwą pudziana rozwalać zabite dechami okno kilofem?
Takich kwiatków było sporo i obniżyły znacząco ocenę filmu w moich oczach. Pomijam już fakt, że obraz ten jest kolejną wariacją na temat "Teksańskiej...", której fani bez trudu znajdą w "La Meute" sceny niemal żywcem przekopiowane. Miało być oryginalnie, wyszło jak zwykle.
popieram w 100% .
Moim zdaniem to do pewnego momentu był bardzo fajny klimat trillerowy ,stara baba ,fajne otoczenie klatki ,ofiary,no i "scenografia"i nie znany motyw .Szkoda ,że motyw póżniej stał sie porażką tego filmu momentami miałem wrażenie ,że reżyser chce powtórzyć "Od zmierzchy do świtu" R.Rodrigeza,końcówka strasznie przedziwna
pozdrawiam