Plus to klimat, próba dotknięcia koreańskiej prowincji, choć nieco chaotyczna, kilka kadrów i fakt, że mimo wszystko trzyma w napięciu.
Minus to idiotyczne dialogi, taka pretensjonalna azjatycka lakoniczność, enigmatyczność i infantylność.
Główny bohater to oferma z Saint-Tropez w mundurze. Zachowania i reakcje innych bohaterów też absurdalne. Dwóch policjantów nawiedza dom podejrzanego o liczne morderstwa, nie mając broni ani wsparcia. Ludzie nie potrafią dodać dwa do dwóch, nie potrafią wyciągnąć najprostszych wniosków. Przepływ informacji zerowy. Dominuje chaos, nieporadność, miotanie się bez ładu i składu.
Główny wątek fabularny tak idiotyczny, że gdybyśmy mieli streścić o co w tym wszystkim chodziło, to byśmy poczuli silny powiew obciachu.
Niemniej jest w tym filmie coś takiego, co powoduje, że nie przerywamy seansu. Coś w sposobie opowiadania sprawia, że nas ta cała historyjka jakoś wciąga... Może ocena 6/10 jest trochę zawyżona, biorąc pod uwagę samą fabułę, ale przyznam, że film ten na swój sposób wydał mi się oryginalny...