PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=7892}
5,7 6,2 tys. ocen
5,7 10 1 6158
6,6 10 krytyków
Last Days
powrót do forum filmu Last Days

Nie wiem nawet jak zacząć...Najpierw zacznę od strony technicznej, operator wydawał się jakby hmmm....był amatorem któremu dali wózek pod kamere. Kolejna rzecz, tragiczny montaż, jakieś pentelki, powtarzanie scen i okrutnie długie ujęcia które kompletnie nic nie wnoszą, denerwują, irytują. Jestem świezo po seansie, TAM SĄ UJĘCIA NA KTÓRYCH NIC SIĘ NIE DZIEJE A TRWAJĄ NP. PONAD MINUTE. Robota przefatalna.
Muzyka, dowcip - szczególnie na początku i końcu, wogóle nieadekwatna do sytuacji jakby zupełnie z innego filmu. Jedynie podobał mi się kawałek który grał Blake po otrzymaniu demówki.
Sama fabuła to już maksymalne przegięcie. Jak wiadomo inspiracją filmu są ostatnie dni życia Kurta Cobaina. Sorry, Blake łazi jak nawiedzony - zachowuje się ja psychicznie chory - rozumiem gdyby np. pokazali że był pod wpływem narkotyków. Ale dobra, motyw Chrisa i Davida(chodzi mi o scene jak się całują) - skąd oni to wzieli ! Sugerująca rozmowa w samochodzie o magiku co łapal pociski zębami...Poza tym Blake jest praworęczny podczas gdy Kurt był mańkutem...
Aż ciężko mi mówić jaki ten film kiepski, już pomijając technike, ogólną nude czy muzyke, sama fabuła, wątki(a raczej ich brak), i sama obecność reszty grupy w domku - reżyser inspirował się może jakimiś dniami ale na pewno nie Cobaina.
Dużo by jeszcze mówić, kiepsko i to poniżej jakichkolwiek norm...2/10

Kolbe

Myślę, że wiekszość ludzi niewłaściwie odbierają ten film, pewnie duża wina leży po stronie dystybutorów, którzy chca zarobić na nim kase w mawiaja, ludziom, że to film biograficzny, moim zdaniem, to z założenia nie miał być film biograficzny, świadczy o tym montaż, róźne dziwne postacie mówiąc o czymś na pozór bez związku, tan film jeżeli mówi o Kurcie, to raczej o jego życiu i to meteforycznie, a już na pewno nie co to się działo tam, przed jego samobójstwem.

ocenił(a) film na 2
Analog

Wiesz, doczytałem się tutaj motywów apropo samotności Kurta. Tak, był. I powiem że odebrałem to w podobny sposób, sa lubię się powłuczyć w przeróżnych miejscach, jednak pokazywanie tego w dosłowny sposób nie oddaje emocji które prawdopodobnie w nim drzemały. To nie jest dobry sposób, ciężko to odebrać, chyba że ktoś...na własnym przykładzie.
Ja od początku wiedziałem że nie mogę się spodziewac autentycznych wydarzeń, Kurt przed śmiercią był w swojej posiadłości kompletnie sam, nikt nie może wiedzieć co tam się stało. Do tej pory absurdalne fakty nie zostały wzięte pod uwagę...a jego śmierć nadal pozostaje samobójstwem.
Aprpo samej metafory, w żadnym momencie jej nie przypomina, całość jest bardzo jednoznaczna i nie doszukuję się czegokolwiek, wiemy jakim Kurt był człowiekiem. No chyba że ktoś tu próbował nadgryźć jego psychikę, wiadomo miał swoje uczucia, emocje...nikt ich nie zdołał rozgyźć...tym bardziej teraz nikt nie powinien tego próbować.
Dla mnie te próby skonczyły się fatalnie...sama forma odrzuca.

Kolbe

No tak. Stymże wciąż odnosisz się do życia Cobaina;) To nie jest jego biografia. Nie wiem czemu w ogóle bohater przypomina go (na neico dalszy rzut oka). Eh. W zasadzie można to tłumaczyć tym, że bohater miał być wyposażony w pewien stereotyp. Ten stereotyp zaś idealnie pokrywał się z gwiazda Nirvany.

ocenił(a) film na 2
5IN

Więc jeśli IDEALNIE się pokrywa ? Zbyt idealnie i sugerująco...Nawet sam motyw Cobaina nie jest tak rażący(jednak dla mnie to jest i tak zbyt jednoznaczne), ponieważ obraz i tak ma zbyt duże mankamenty montażowe, dźwiękowe(nie wliczając utworu granego przez Blake'a) i fabularne. Boli mnie ten motyw samotności - z tego względu iż jest zbyt dosłowny, JA to pojmuję jednak to jest męczarna psychiczna. Wg mnie, motywu samotności nie powinno serwować się w sposób dosłowny wręcz miejscami irytujący i nudny. Gdybym chciał zobaczyć coś takiego to po prostu robiłbym to co zwykle wieczorami robię...

Kolbe

Kolbe, podchodzisz do tematu bardzo emocjonalnie i ja to rozumiem i nawet szanuję, gdyby ktoś nakręcił podobny film o, powiedzmy, Marku Sandmanie z zespołu Morphine, też bym się byc moze wkurzył (ale tylko być może).
Niemniej jednak film Van Santa bardzo mi się podobał (9/10) Zwłaszcza to, co nie podobało sie tobie, a co z Cobainem jako takim ma bardzo nie wiele wspołnego. Ten niby "bylejaki" montaż filmu oraz - przede wszystkim- sposób pokazania samotności bohatera, który nazywasz zbyt dosłownym. Mi tego typu "nudnej" samotności brakuje w kinie i to bardzo. Uważam, że tak (lub podobnie) powinno sie ją właśnie przedstawiać, masz rację, to męczy i irytuje, ale równiez boli, ale jak oglądam film o czyjejś samotności, to powinno mnie to boleć, a nie cieszyć. Ten film mnie zabolał, i dlatego też uważam, że to rzeczywiście jest swego rodzaju chołd dla Cobaina, bo mimo, że "prawdziwego" Cobaina w nim nie ma, to przynajmniej samotność jest prawdziwa. I nudna.
Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 2
caterpillar

Właśnie o to mi między innymi chodzi, o ból. Taki sposób przedstawienia tematu powinien nieść za sobą emocje których nie przeżywałem podczas seansu. Jest mi przykro głównego bohatera jednak nie w ten sposób w jaki(tak mi się wydaje) chciał przedstawić reżyser. To co zobaczyłem to już nie była samotność a obłęd.

Kolbe

Według mnie samotność i obłęd wcale się nie wykluczają. Nie myślę o bohaterze tego filmu jako o obłąkanym, choć może rzeczywiście stan w którym się znajduje można tak zrozumieć. Ja jednak rozumiem to inaczej.
W tobie nie budził ten film emocji we mnie tak. Róznie te historie odebraliśmy, więc napisze cos o tym, jak ja to widzę. W Last Days podoba mi się to, że reżyser nie pokazuje tutaj „przyczyny” tego dlaczego Blake jest taki a nie inny. Są tu tylko jacyś ludzie, którzy dzwonią i „rozmawiają” z bohaterem o trasie, albo o jakiejś szczęce, albo po prostu są i wyznają zasadę, aby zostawić Blake’a w spokoju. Ten z kolei chodzi po jakiś bagnach, mruczy cos do siebie, spotyka tych swoich znajomych i to właściwie wszystko. Przyczyny, która mogłaby pomóc widzowi wytłumaczyć i zrozumieć bohatera właściwie tutaj nie ma. Jest za to ten montaż, który sprawia, że scena która początkowo wydaje się być „nowa” okazuje się być „powrotem” do czegoś co widzieliśmy wcześniej. Podoba mi się to, bo wywołuje to (we mnie) wrażenie pewnej monotonni, powtarzalności oraz nieistotności tych zdarzeń, które jak sądzę odczuwa, odcięty już właściwie od rzeczywistości, bohater.
Ten brak przyczyny przypomina mi zresztą poprzedni film Van Santa, tj. „Słonia”. Tam również nie było powiedziane dlaczego, podsuwane były jedynie różne interpretacje, ale żadna zdecydowanie. W przypadku last days zrozumienie tego, że wcale nie musimy rozumieć motywów bohatera, a jedynie zobaczyć „z zewnątrz” samotność i właściwie już agonię bohatera, jest o tyle trudniejsze, że Blake tak bardzo przypomina Cobaina (jak sie nad tym zastanawiam, to być może masz rację, gdy piszesz, że za bardzo), że zorientowany w temacie widz zaczyna łączyć to wszystko z biografia Kurta, i wtedy wiele rzeczy może z różnych powodów zgrzytać i można poczuć niedosyt.
Wydaje mi się zresztą, że pewien niedosyt jest tu jak najbardziej zamierzony i że wynika on z całkowitego braku psychologii w tym filmie, a więc z tego, że poznajemy bohatera na chwilę przed końcem i, jak pisałem wyżej, widzimy go z zewnątrz jedynie.
Wracając do tego co napisałeś. Twierdzisz, że w tobie takie ujęcie tego tematu, nie wywołuje emocji, we mnie tak, ale oczywiście nie zmierzam twierdzić, że nie masz racji, czy coś w tym stylu. Sam znam mnóstwo takich filmów i takich bohaterów, którzy w innych budzą pozytywne emocje, a we mnie co najwyżej irytację (np. bohater filmu „ W stronę morza” ).

ocenił(a) film na 2
caterpillar

"Słoń" - problem leży w tym że właśnie film ten jest jak najbardziej oparty na faktach, zresztą historię opowiedzianą w Słoniu znałem już sporo wcześniej i o tyle w tym momencie znam motywy morderców z perspektywy osób trzecich.
Tym razem Von Santa nie narzuca nam już że Last Days jest filmem opowiadającym ostatnie dni życia Cobaina - podejżewam że miał problemy z Courtney, jednak opowiada bliźniaczo podobną "historię" - bo nią nie jest. Bardziej mi to przypomina obraz ludzkich emocji, stanów psychicznych, ale pokazanych tylko i wyłącznie od zewnątrz - i to jest błąd, to mnie najbardziej boli. Ale w między czasie zastanawia mnie taka kwestia. W jakim celu powstał ten film, on do niczego nie prowadzi, bohater jest w dołku z którego specjalnie nie próbuje sie wydostać. Wg mnie to bardzo negatywny motyw, przygnębiający. Widzimy człowieka który się poddał. Chociaż z drugiej strony mam dosyć tych wszystkich podnoszących się na ułamek przed wybuchem.
Apropo wywoływania emocji, źle to ująłem. Może nie tyle że nie wywołuje, co nie wywołuje zamierzonych przez reżysera. Obraz psychiki Blake'a dostajemy już na talerzu w niemal gotowej formie, ten stan się nie pogłębia , nie mamy możliwości właśnie "nurkować" w tych emocjach, są bardzo jednostajne, mamy w tym wszystkim jeden pozytywny zwrot akcji, mówie tutaj o utworze wykonywanym przez Blake'a na akustyku - tej sceny gratuluje ale to jedyny zwrot, odbicie się z tego dołka. Alllle to nie trwa długo bo zaraz potem dostajemy te same minuty jak z przed tej "innej" . Trochę to zagmatwałem, już tak mam jak mi słów zabraknie.
Osadzenie bohatera na jednej płaszczyźnie w przypadku tego rodzaju kina jest hmmm...zgubne.

Kolbe

No tak. Ty piszesz swoje, a ja swoje. Różnych rzeczy oczekujemy od kina, albo też różnie je rozumiemy. Piszesz, że zastanawia cię kwestia, w jakim celu ten film powstał, skoro "do niczego nie prowadzi". Ale do czego ma prowadzić? Do jakiegoś morału, jakiejś puenty wyraźnej lub "pocieszenie" bo w przeciwnym razie będzie wyłącznie przygnębiający, a skoro wyłącznie przygnębiający to nie dobry... Wiesz, w sumie to jesteśmy w kinie przyzwyczajeni (ja również, jak najbardziej) do takiej sytuacji, że jak samobójca, to od razu jakaś walka, jakaś miłość niespełniona, traumatyczne dzieciństwo + to co zwykle: czytelne dialogi, dobra ścieżka dźwiękowa w tle. Ale mi w Last Days absolutnie nie przeszkadza, że "widzimy tu człowieka, który się poddał" i że jego emocje są jednostajne. Ok. Widzimy człowieka, który za chwilę popełni samobójstwo, idzie przez las i mówi do siebie, widzimy też ludzi z jego otoczenia, którzy w żaden sposób nie próbują mu pomóc, ale jasne jest, że nawet, gdyby próbowali, to nic by to nie dało. Beznadziejność totalna. Ale to jeszcze nie czyni tego filmu złym, moim zdaniem wręcz przeciwnie, jak napisałem już wcześniej, to jest ta samotność, której w kinie jest za mało. A że tu już nie ma walki? Walka była wcześniej, są to w końcu "ostatnie dni".

Scena o której wspominasz, rzeczywiście robi wrażenie i to duże, mnie to wzrusza, ale sądzę, że trochę na tej zasadzie, że poruszające wykonanie poruszającego utworu sprawia, że widz jest poruszony. Gdyby Last Days wyreżyserował ktoś inny, scen takich byłoby zapewne więcej... ale ja cieszę się, że to akurat Van Sant zrobił ten film.

ocenił(a) film na 2
caterpillar

Nie, nie twierdze że jeśli przygnębiający to zły. Po prostu zastanawia mnie o czym ten film jest ? Powiedzmy o samotności - to co boli, jest ona przedstawiona bardzo bezpośrednio, do tego przejawia stan obłakania - w ten sposób powstaje dylemat, co z tym człowiekiem się dzieje ? Czy to wina narkotyków ?(obraz na tyle przypomina życie Cobaina że można nad tym myśleć) - jeśli tak to samotność możemy zamknąć w najniższej szufladce kredensu, pozostaje już tylko zniszczony przez narkotyki człowiek - może to one utrzymywały stan w którym samotność ulatywała. My nie możemy tego stwiedzić, możemy domniemywać. Apropo przyzwyczajenń, to nawet dobrze że brak tej patetyczności i tęsknoty za ukochaną, ale Blake przez cały film nawiązuje z własnej woli jeden dialog. Nie wiem troche się w tym gubię. Nie potrzebuję też jakiś wyniosłych dialogów czy OST - przepadam za Lynchem więc jestem przyzwyczajony do podobnych zabiegów. Oczywiście zgadzam się co do jego oryginalności, trudno szukać podobnego filmu. Odbiegając od samej fabuły. Najgorsze w całości jest wykonanie, film jest po prostu zbudowany w ciężki sposób. Trudno się go ogląda, miejscami naprawdę nudzi, te wydłużone kadry denerwują i zniechęcają. Zdjęcia tylko miejscami są znośne(przede wszystkim początek, dalej film leży). Film ciekawi na początku a potem to zaciekawienie ulatnia się z każdą minutą - w pewnym momencie miałem ochotę wyłączyć, pomyślałem, przecież itak wiem jak to się skończy, więc ?
Ta nieprzystępność to największy błąd, taki jaki popełnił Lynch w Eraserhead.
Reżyser jednak zasługuje na pochwałe za swoją, wydaje mi się, osobistą wizję tych ostatnich dni, niewielu zdecydowałoby się na takie ryzyko ze względu na liczne grono fanów Cobaina.
Ale jak widać film do kogoś trafił i bardzo dobrze, ja żałuję że do mnie nie trafił, zaburzył moją wizję Cobaina. Miejscami miałem wrażenie że to próba dobicia człowieka w dołku, to nie film dla każdego...

Kolbe

Przede wszystkim (odbiegne troche od tematu Last days) to nie chciałem w moim poprzednim wpisie sugerować czegoś w stylu, że "potrzebujesz jakiś wzniosłych dialogów" itd. Takie rzeczy, to nie ja, naprawdę. Gdy czytam na sąsiednich stronach, jak ktoś pisze o jakimś filmie, że jest on dla "nielicznych - wtajemniczonych" to robi mi sie bardzo nieprzyjemnie. Mi chodziło o pewną normę, o pewien schemat, ale nie koniecznie od razu w złym tego słowa znaczeniu. Dlatego tez podkreślałem, że wszyscy (w różnym stopniu oczywiście - bo kim ja jestem, żeby się za "wszystkich" wypowiadać) jesteśmy do pewnych rzeczy po prostu przyzwyczajeni. I to nie jest oczywiście złe. Zle to by było, gdyby wszyscy robili takie filmy jak, znakomity zresztą, Lynch.
Last Days to przykład kina do jakiego przyzwyczajeni nie jesteśmy, a jeśli już jesteśmy, to w znacznie mniejszym stopniu. To przede wszystkim chciałem powiedzieć.

A co do naszej dyskusji, to myslę, że nie wiele więcej można tu jeszcze dodać. Pisałem dlaczego film mi sie podobał, rozumiem dlaczego nie podobał się tobie (no ale ciesze się, że znalazło się w twojej ostatniej odpowiedzi parę ciepłych słów dla Van Santa) Ok.

ocenił(a) film na 2
caterpillar

Nie, nie - nie odebrałem tutaj żadnych sugestii :) Chociaż nie powiem że jednak jakiś konkretny dialog naprawde byłby na miejscu. Ale fakt faktem, taki obraz mozna odczuc na rozne sposoby, mnie takich uczuc za duzo w zyciu siedzi i moze dlatego nie mam ochoty ogladac tego rodzaju dołów, przygladać się jak ktos się po prostu męczy, a do tego wiedzieć że bohater ma juz swoje przeznaczenie którego nie zmieni.

ocenił(a) film na 10
Kolbe

To nie są błedy rezyserskie czy montażowe. Znasz może Becketta? Poczytaj sobie trochę o środkach jakie on uzywał w teatrze.
(m.in. nie-wiadomo-po-co rozmowa, powtarzanie scen, ujecia na których nic sie nie dzieje i dziwnie wprowadzane wątki"). To troche jakie kinowe "Czekając na Godota". W zasadzie tytuł mółby brzmieć "Last Days- czekając na Smierć"

ocenił(a) film na 2
DeadCanDance

Mnie nie o to chodzi, w filmie użyto trochę skrajnych środków, pokazać temat w tak dosłowny sposób niekoniecznie może dobrze wpłynąć na film, pokreślając że jest to film a nie teatr. ale chętnie obejżałbym go jeszcze raz oparty o kolejne doświadczenia, może po prostu potrzebowałem czasu żeby do niego dorosnąć.

ocenił(a) film na 10
Kolbe

najlepiej obejrzyj go przy winie, niekoniecznie dobrym i drogim ;]
To pomaga w odbiorze tego typu filmów :)

ocenił(a) film na 1
DeadCanDance

Ja rowniez uwazam tak jak Kolbe, ze sceny byly za dlugie. Film wygladal jakby byl zrobiony amatorska kamerka na wozku i statywie krecona przez jakiegos amatora co robi ujecia po pare minut n/c

Ten film to zbyt wielka nuda.

ocenił(a) film na 2
Poznaj_Rzeznika

Będe chciał go obejżeć jeszcze jeden raz, jestem już gotowy, niestety go obecnie nie posiadam... Może gdzieś ktoś go przetrzymał, zobaczymy.

Kolbe

Chyba niezbyt uważnie oglądałeś film, a szczególnie koniec. Napisy też należą do filmu, więc radzę na przyszłość posilić się o trochę cierpliwości i pogapić w ekran troszkę dłuzej. Reżyser umieścił w zakończeniu notatkę, w której wyjasnił, że ostatnie dni życia Kurta Cobaina były dla niego inspiracją, a sama postać bohatera i cała opisana historia jest fikcją. Tak własnie robi Van Sant - jedynie nacina swoje filmy faktami, które rzeczywiście miały miejsce.
Nie zgodze sie również z tym, że obraz Last Days jest jednoznaczny - wręcz przeciwnie - jest otwarty i pozwala na wiele interpretacji. Jedyne, czego nie można przeoczyć, to ironiczny stosunek do popkultury (jak choćby w scenie z teledyskiem czarnego boysbandu).
Napisałeś też, że reżyser powinien wskazać (tak, żeby ów widz nie miał żadnych wątpliwości), że Blake był pod wpływem dragów. Błąd - on tworzy kino, które pokazuje, a nie komentuje. Tym sie ono różni od taniego Hollywood. Nie może być dosłowne i wypchane niepotrzebnymi obrazkami oraz dialogami, które redukują proces myślenia oglądającego do minimum.
Dlatego postaraj się przy kolejnej okazji do oglądania tego filmu nie być zwyczajnym przedstawicielem kultury masowej. Będę trzymała za Ciebie kciuki!

ocenił(a) film na 2
Kejta_2

Nie, nie zrozumiałaś mnie :) Fakt do końca napisów nie dosiedziałem, może gdyby jako podkład mógłym usłyszeć jeszcze raz "Death to Birth". Mnie cały czas chodziło o dosłowność interpretacj, tzn. może nie tak, tematu czyli samotności, film mi zepsuł dzień nie ma co, tylko teraz to zrozumiałem że chyba taka jego rola, a ja nie oglądałem filmu tylko wpatrywałem się w lustro. W zasadzie wszystko sobie do tego sprowadziłem. Ja sie wogóle tak naprawde nie znam alle nieważne. Nie jestem przedstawicielem mas zdecydowanie, raczej jednostek :) A w sprawie filmów hmmm mam zamiar wybrać się na Supermana alle to ze względu na pana K.S :)
Pozdrawiam :)

Kolbe

Masy właśnie to zrobią - wybiorą się na Supermana.

ocenił(a) film na 2
Kejta_2

Ciekawość i sympatia do pana Kevina, lubię jego film i mimo że to Superman wybiorę się.... Ale to nie miejsce na rozmowy o Supermanie tyylko o Last Days. Lepiej wrócić do tematu :)

Kolbe

z tego co ja widzialam, to Blake tez byl leworeczny- patrz scena w tej szklarni co zapisuje notatki. podobalo mi sie rowniez to, ze chyba wszyscy aktorzy procz Michaela Pitta wystepowali pod swoimi prawdziwymi imionami i nazwiskami.

asia245

Tak był leworęczny Widać to w scenie w której maluje oczy czarną kredką... Ja mam Co do tego filmu mieszane odczucia... Na pewno nie twierdze że obejrzenie go było czasen straconym... ale konkretnej oceny czy zdania na jego temat podać nie potrafię. Ale mam pytanie czy tylko mnie się zgubiła jedna bohaterka? Poza Blakem w domu mieszkało dwóch facetów i dwie dziewczyny... po śmierci B. wyjezdzało tylko troje ludzi

ocenił(a) film na 7
Kolbe

Kilka komentarzy do tego co widnieje na samej górze . [post kierowany do użytkownika Kolbe]

- jeśli nie znasz się na technicznym wykonaniu filmu, nie wiesz o co tak naprawdę chodzi w dobieraniu środków wyrazu to, proszę, nie zabieraj głosu w tych sprawach
- nie jest to film biograficzny, więc nie mam pojęcia skąd te nawiązania do osoby Kurta Cobaina
- co do fabuły, widać że jej nie zrozumiałeś

Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 2
KYRTAPS

- jeśli nie znasz się na technicznym wykonaniu filmu, nie wiesz o co tak naprawdę chodzi w dobieraniu środków wyrazu to, proszę, nie zabieraj głosu w tych sprawach

technika ? bez przesady, miejscami podkład muzyczny irytowal, zresztą może mi coś o tym opowiesz skoro już zacząłeś ?

- nie jest to film biograficzny, więc nie mam pojęcia skąd te nawiązania do osoby Kurta Cobaina

Oprócz tego ze w zasadzie Blake jest modelowym Cobainem, wiem - inspiracja i było nie było to, spore ryzyko ze strony Von Santa

- co do fabuły, widać że jej nie zrozumiałeś

Jeśli skończyłeś na pierwszym poście to możesz taki wniosek wyciągnąć. A widać że na tym poście skończyła się lektura tego tematu.