w której złociuteńki, pięknie błyszczący jak psu klejnoty, nówka funkiel krótko śmigany Ford Edge gra pierwsze skrzypce, a nie aktorzy i historyjka, którą chciano przedstawić. Szkoda, że w minimalnym stopniu postawiono na fabułę, a nie na aktorów i historię. Jest zbyt krótka i nie ma punktu odniesienia do niczego. Krótkie filmy robione przez Bagińskiego z cyklu legendy polskie, nie mają żadnego porównania z Fordem i Mikkelsenem w roli drugoplanowej.