Zawód. W żadnej ze swoich głupich komedii Adam Sandler nie irytował mnie tak mocno jak w tym filmie. Może dlatego, że umieszcza on swoją odwieczną rolę “ludzkiego Chrisa Griffina z Family Guya” w otoczeniu nieco bardziej wymagającego filmu. Chociaż z drugiej strony nie przesadzałbym z tymi wymaganiami, materiału tutaj jak na krótkometrażówkę, ciągnie się to niesamowicie, a najciekawsze wątki rozwiązywane są w dwóch-trzech scenach. Nie pomaga również denerwująca, jednostajna muzyka.
Największym plusem jest jak zwykle świetny Philip Seymour Hoffman.