Nowy film Andersona jest zdecydowanie filmem udanym i ciekawym. Mimo to rozczarował mnie. W porównaniu z poprzednimi filmami zabrakło zarówno pasji jak i wielowątkowej historii. Anderson najwyraźniej coraz bardziej interesuje się samymi bohaterami, niż historiami ich życia. Główna postać filmu - Barry - jest wprost genialnie pomyślana. Skupiona, zakompleksiona, pełna powstrzymywanych uczuć. Szaraczek, który jest wszystkim tylko nie szarym człowieczkiem. Wokół niego pełno jest równie dziwacznych, a przecież "zwyczajnych" osób i tylko żal, że nie zostały one wyeksponowane tak bardzo, jak na to zasługiwały.
Cała galeria świetnych bohaterów nie jest jednak w stanie zastąpić historii i tutaj pojawiają się zgrzyty. Pod względem fabuły jest to szkic. Niektóre elementy zostały zarysowane wspania i same w sobie dodają smaku filmowi, jednak jako całość szwankuje. Oglądając "Lewy sercowy" miałem wrażenie, że cała wena twórcza poszła na wymyślenie postaci i na resztę nie starczyło już sił czy czasu.
Film jest jednak ciekawy. Niektóre sceny pozostają w pamięci bardzo długo. Aktorsko też film sprawdza się dobrze, chociaż Sandler nadal nie przekonał mnie do siebie.
I tylko jednego szkoda... że film nie pojawił się w kinach.
wydaje mi się, że film w zamierzeniu miał być fabularnym szkicem. sama historia jest tylko pretekstem do analizy bohatera. takie małe, wielkie laboratorium małego, zwykłego człowieczka. jest to film jednego bohatera, który jest dominantą a reszta jest tylko delikatnie zarysowanym tłem, które daje pełnię możliwości dla popisów reżysera i aktora. i całość jak najbardziej się sprawdza ;)
Zgodzę się z Tobą, z małym wyjątkiem, bo mnie osobiście film nie rozczarował. Nawet zaskoczyłem się na plus, co prawda uważam Andersona za geniusza i dużo wymagam od jego filmów, ale oceny na Filmwebie nie były zachęcające. I nie rozumiem czemu, przecież to jest pozbawiona schematów komedia romantyczna, opowiedziana w fantastyczny, niezwykle oryginalny sposób. Chyba nikt nie jest wstanie przewidzieć co się za chwilę wydarzy, dzięki czemu ogląda się ten film z ogromnym zainteresowaniem. Duża w tym także zasługa świetnej muzyki Jona Briona. Adam Sandler też mnie nie przekonał do końca, z całą pewnością nie jest z niego wielki aktor, ale zagrał dobrze. Choć i tak w starciu w telefonicznej rozmowie z Philipem Seymourem Hoffmanem nie miał większych szans :) 9/10.