Po pierwsze cały film mi się dłużył poza pierwszą sceną, która zapowiadała ciekawe motywy skłaniające do walki. Wszystko ginie kiedy pojawia się dziewczynka. Cały film uderza po "mordzie" długimi nużącymi wstawkami udającymi coś, a la przerywnik między scenami akcji z Terminatora 2 czy tam LEONA ZAWODOWCA. Problemem jest ,że kiedy wchodzi do akcji ta dziewczynka w taki, a nie inny sposób zaczynasz domyślać się jak to się skończy...Problemem jest, że w tym filmie od jej pojawienia się tak naprawdę nie ma nic ciekawego miedzy Wolwerine, a nią samą. Żadnej ciekawej relacji jak to było w T2 czy właśnie LEONIE. Kolejne sceny drażnią głupotą (AKCJI GŁÓWNIE) natomiast sceny, które mają zdawać się wnieść do filmu ciszę przed burzą nużą...Zachowanie dzieciaków pod koniec filmu, wyszkoleni zabójcy, którzy nie mają cela z początku, trudność z przecięciem kawałka drewna kiedy z łatwością przecinane są kości - w wykonaniu jednej z postaci itd. itd. Największy zarzut mam w tym filmie do tego, że brakuje w nim fantastyczności. Cały ten "realizm" na siłę w otoczce tych akcji, które są zwyczajnie miejscami głupie i aż żenujące jak na film, który udaje realistyczny "dramat" sprawia, że film wydaje się miejscami żenujący, a cały ten tłumaczony realizm jak to w Batmanach Nolana - wydaje się tu wręcz dziecinny. Zmęczyłem się. Jedyne dobre rzeczy w tym flmie jak dla mnie to pierwsza akcja z meksykanami i końcówka poza paroma głupotami, bo tak ogólnie pod względem akcji to ten film nie umywa się do ostatniego Resident Evil, które przynajmniej nie próbuje udawać czegoś czym nie jest. Elo.

4/10 max