Spokojny, wyciszony, utrzymany w atmosferze medytacji, a zarazem zawierający bardzo emocjonalną warstwę film. Porusza tak historia, jak i sposób, w jaki została opowiedziana.
Reżyser pokazuje nam ludzi, którzy za wiarę oraz pomoc ludziom, z którymi nie mają tak naprawdę wiele wspólnego, oddają życie. Nie pozwalają zdominować się terrorystom, a z klasztoru wychodzą dopiero z rękami wygiętymi na plecach i karabinem przystawionym niewiele wyżej. "Ludzie Boga" to autentyczny, oparty na prawdziwych zdarzeniach portret współczesnych, cichych świętych, o których tylko jakimś cudem dowiedział się świat.
Owszem, jest to film patetyczny, ale nie znaczy to, że nurza się w banałach. Wiele cytatów z Biblii umiejscowionych w odpowiednich sytuacjach podnosi jeszcze bardziej wartwę merytoryczną filmu Beauvoisa. Regularnie powtarzające się sceny modlitwy i śpiewów oraz oszczędne dialogi pozwalają bardziej wczuć się w ascetyczną atmosferę.
Zdjęcia wpisują się w koncepcję realizacji filmu - kamera porusza się powoli, w dużej ilości scen jest statyczna, bawi się światłocieniem, kapitalnie "łapie" światło wpadające przez okna do pomieszczeń.
Duża w tym wszystkim zasługa pięknego aktorstwa. Tych kilku facetów stworzyło bardzo wiarygodne kreacje, każda jest zarazem kompletnie inna. A czwórka z nich ma role po prostu świetne: Michael Lonsdale, Olivier Rabourdin, Lambert Wilson i Loic Pichon. Brawo.
6/10