PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=566529}

Ludzie Boga

Des hommes et des dieux
2010
6,9 9,4 tys. ocen
6,9 10 1 9401
6,9 16 krytyków
Ludzie Boga
powrót do forum filmu Ludzie Boga

Film niewątpliwie należy do bardzo "niszowej" kinematografii – wspólnota cystersów, żyjąca pośród narastającego fundamentalizmu islamskiego w Algerii, przedstawiona została niejako „od środka”, tj. od wnętrza duszy każdego ze współbraci. Ponadto w analizie tej nie ma szczególnej dramaturgii – jest rosnące napięcie (jako mimowolna reakcja zakonników) i refleksja wpisująca się akt zawierzenia (jako odpowiedź własnej woli). Wszystko inne stało się wyłącznie tłem, dlatego film jest bardziej obrazem, niż fabułą - mało się tu dzieje, mało pada słów, większość treści wyrażona jest mimiką twarzy i sposobem uczestniczenia w zwykłych, codziennych czynnościach, zatopionych w głębokiej ciszy, jaka zalega pośród, rosnącego pod wpływem wydarzeń, napięcia w murach klasztoru i na ulicach Algerii. Jednak to właśnie te drobne epizody z życia stanowiły dla mnie szczególną wartość całego filmu, który dzięki nim z jednej strony miał raczej formę psychologicznego paradokumentu, z drugiej strony – stał się surową kanwą do osobistych rozważań…

Wcześniej poczytałem sobie w internecie opinie, pisane zwykle na świeżo po obejrzeniu filmu - okazało się, że przeważał odbiór negatywny: nuda, dłużyzny, brak wątku, a nawet "epatowanie okrucieństwem" itd. W zasadzie można to zrozumieć, bo współczesny widz przyzwyczaił się do szybkiej akcji, a jeśli pojawia się przemoc, to ma ona tak dramatyczną oprawę, że następuje w niej jakaś swoista estetyzacja zła (fascynujące eksplozje, batalizacja scen itd.) - tutaj natomiast wszystko rozgrywa się bardzo prozaicznie - przyjeżdżają znikąd ludzie i podrzynają gardła (scena na targu). Jest też wiele przeciągłych, bardzo statycznych scen, które - jeśli tylko widz nie próbuje wniknąć w ich wnętrze - stają się zwykłymi dłużyznami... W moim odczuciu film jest niezwykle kontemplacyjny i przez to adresowałbym go raczej do wąskiej, niszowej grupy odbiorców (w naszym kinie oglądało go zaledwie kilkanaście osób, choć film wyświetlany jest tylko przez dwa dni).

Jakie zagadnienia wysuwają się na czoło podczas oglądania? Moje myśli pomknęły w stronę sensu każdej ofiary i odpowiedzialności za drugiego człowieka. Opat miał bardzo trudne zadanie - z jednej strony stanął przed wewnętrznym wezwaniem do wierności wobec podjętej misji i odpowiedzialności za okolicznych mieszkańców (którzy zdążyli się już emocjonalnie i duchowo związać z obecnością zakonników), z drugiej strony czuł odpowiedzialność za bezpieczeństwo samych współbraci. W pierwszym porywie podejmuje decyzję za nich wszystkich, jednak po czasie dochodzi do wniosku, że każdy musi indywidualnie dojrzewać do podjęcia własnego, suwerennego wyboru – czy zostać, czy wyjechać. Ten proces dojrzewania to jeden z trzonów całego filmu...

Ale jest jeszcze problem ofiary - czy wolno składać ofiarę ze swego życia, jeśli jest możliwość ratowania się i budowania życia monastycznego w innym miejscu (w końcu ludzi potrzebujących wszędzie można spotkać). W pierwszym odruchu tak właśnie chciałoby się myśleć - nakazuje to zwykły pragmatyzm i logika konsekwencji, jakie są następstwem działania „pod prąd”. Z czasem jednak budzi się refleksja, że prawdziwa Ofiara nie ma w sobie wiele wspólnego ani z pragmatyzmem, ani z logiką. Jest natomiast wynikiem szczególnej wierności...

Dziwne, ale oglądając ten film, myślami poszybowałem dość daleko – do relacji w trudnych małżeństwach, gdzie również istnieje pokusa oderwania się od problemu poprzez zbudowanie nowego związku, opartego na bardziej "konstruktywnych" relacjach, co często w takich sytuacjach podpowiadałby sam pragmatyzm. Dzisiaj spotyka się coraz więcej takich „rozwiązań”. Tymczasem Ofiara kieruje się zupełnie inna logiką. Sytuacje zdawałoby się bardzo odległe, a jednak połączyły się jakoś u mnie w jedną refleksję...
Adam z Bieszczadów