PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=566529}

Ludzie Boga

Des hommes et des dieux
2010
6,9 9,4 tys. ocen
6,9 10 1 9401
6,9 16 krytyków
Ludzie Boga
powrót do forum filmu Ludzie Boga

Zawsze powtarzam, że im w filmie mniej się dzieje, tym bardziej jest w stanie mnie zainteresować.

Byłam ŚWIĘCIE przekonana, że tak będzie i w tym przypadku. Co dodatkowo potęguje fakt, że filmy przedstawiające konflikty i prześladowania religijne, polityczne czy etniczne szczególnie przyciągają moją uwagę.

Ascetyczna, skromna egzystencja zakonników wymagała od twórców takiegoż samego, adekwatnego do niej ujęcia. Czego udało się dokonać, stosując jednym razem oszczędne w formie, a innym razem długie i leniwe ujęcia. A także brakiem, jakby nie patrzeć, niezależnej od filmu muzyki - ubarwiającej poszczególne sceny. Muzykę, która pojawia się w tym obrazie tworzą sami bohaterowie, jest z nimi ściśle związana, to ich śpiew. Nie jest to więc, jak się zwykle przyjęło, tło do poszczególnych wydarzeń, a znaczący element akcji filmu i życia zakonników. Gdyż stanowi dialog pomiędzy nimi a Bogiem, ale także przekaz kierowany ku widzowi.

W taki sam sposób - skromny, prosty i oszczędny został podjęty problem sytuacji polityczno-religijnej w Algierze. Jest to obraz bardzo płytki. Niezaznajomiony z tematem widz może niewiele wynieść z filmu.

Nie podoba mi się także podejście do kwestii religijności, to ogromne uproszczenie. Męczeństwo jawi się tutaj jako miara wiary. A zakonnicy, którzy z odwagą, wytrwałością i przekonaniem o słuszności tego co robią, służyli biednym i potrzebującym ludziom, cieszący się z efektów własnej pracy - jak zasianie pola czy zebranie miodu z pasiek, stają się w pewnym momencie niespokojni i zastraszeni. Nie potrafią już z radością wykonywać swojej pracy i czerpać z niej satysfakcji. Teraz modlą się ze strachu, dla umocnienia swojej wiary i wątpią w sens śmierci, początkowo chcąc żyć, żeby dalej pomagać ludziom. Jednak z czasem, czy to pod presją części zakonników (starszych, którzy i tak czują, że śmierć niedługo nadejdzie, więc może łatwiej podjąć im decyzję o zostaniu) czy pod wpływem nieco fanatycznego przełożonego i jego wyobrażenia o świętości - ulegają, skazując się na pewną śmierć (ale chyba nie do końca jest to świadoma ofiara, gdyż nawet w ostatniej scenie widać jak bardzo się boją i jak bardzo chcieliby żyć).

Jak mówi jedna z kobiet podczas wizyty zakonników u niej w domu - bracia są dla mieszkańców wioski cenni jak gałąź dla ptaków. To stawia przede mną pytanie - czy śmierć w obronie wiary jest warta poświęcenia dobra, które można uczynić dla ludzi, żyjąc? Nie wiem jak wy, ale ja znam odpowiedź...

Film mnie nie poruszył. Nie sądziłam, że tak wiele osób zapragnie go obejrzeć. Ledwo dziś weszłam na salę kinową, kupiłam ostatni wolny bilet. Wiele z tych osób (w większości starszych), które spotkałam - przyszło raczej w innym celu niż ja. I na pewno, bo było to widać po wyjściu z sali, znalazła pożywkę dla swojej religijności w tym naiwnym dziele

Scena, w której bracia spożywają wino i słuchają Jeziora Łabędziego byłoby idealnym zakończeniem.

ocenił(a) film na 8
horenheb

Droga horenheb, chyba jesteś uprzedzona. Wszystko uprościłaś i spłyciłaś.

Mamy do czynienia z filmem, a nie z dokumentem obrazującym sytuację społeczno-polityczną w Algierii. Film nie jest naiwny. To nie "kawa na ławę". Uważam, że inteligentnych, nawet nieco leniwych, zmusza mimo wszystko do refleksji i być może do zorientowania się w niedawnej historii tej części świata..

Byłbym zdziwiony, gdyby nie pojawiły się w tym filmie wątpliwości wśród zakonników i zachowania typowo ludzie takie jak strach przed śmiercią. Myślę, że twórca filmu miał nawet prawo ostrzej pokazać konflikt, który musiał się zrodzić w sytuacji zagrożenia życia. Była tylko jedna scena tego typu, przy myciu naczyń.

"Ludzie Boga" nie jest kolejną amerykańską baśnią prosto z Hollywood. Film oparty jest na autentycznych wydarzeniach. Pokazuje świetnie istotę chrześcijaństwa czyli religii, która jest bliska życiu. Z jednej strony wątpliwości i strach, z drugiej wierność Bogu, miejscowym ludziom, zobowiązaniom i powołaniu. To cechy obce współczesnemu człowiekowi tzw. cywilizacji Zachodu.

Zarzucasz bohaterom, że ulegli presji starszych zakonników, którzy uważali, że nie mają nic do stracenia i śmierć mają blisko. Nie znasz ludzkiej psychiki. Nigdy nie ma takiego momentu w życiu, kiedy już nie można niczego zyskać. Najczęściej, gdy ktoś mówi, że chce umrzeć, woła o miłość, zainteresowanie i o akceptację. Każdy chce żyć. To jest podstawowy instynkt. (były przypadki w Polsce, że ktoś pisał do sądu o zgodę na eutanazję, a kiedy zrobiono o nim reportaż, dano mu pracę w fundacji Anny Dymnej, wywleczono go wreszcie z domu, mówił, że chce żyć)

Piszesz, że przełożony był fanatyczny. A może był stanowczy, miał silny charakter i głęboką wiarę? To trochę nas razi? Wolimy szukać "kompromisów", jednocześnie poddając się przy pierwszej lepszej trudnej sytuacji.

Byłem dziś w kinie. Faktycznie na sali w większości byli ludzie starsi (czyt. dojrzali), ale byli i młodzi. Nie brałbym wszystkiego pod jeden mianownik i nie oceniałbym wszystkich tak krytycznie, jak Ty to robisz mówiąc, że naiwny film był pożywką dla czyjejś religijności. Wszystkie uogólnienia zawsze są krzywdzące, a kogoś, kto je stosuje stawiają w wątpliwym świetle.

W trakcie oglądania filmu miałem wrażenie, że film nieco się "ciągnie", że jest zbyt rozwlekły. Po obejrzeniu do końca przestałem mieć takie wrażenie. Rzadko się zdarza, by widzowie wytrzymali do końca napisów. Tym razem tak było. Nikt się nie zerwał w momencie zapalenia światła i pojawieniu się przy wejściu pracownika kina. Może to coś znaczy?

ocenił(a) film na 8
_mn_

Dla mnie duża satysfakcja z obejrzenia filmu o tyle nieoczekiwana, bo spodziewałem się innej formuły dla opowiedzenia tej historii.
Nie śpieszyłem się do tego spotkania obawiając się ,,ekscytujących" ujęć schnących ścian by Tarkowski...
Myślę, że to portret ośmiu ludzi, nie całego Chrześcijaństwa, którzy własne powołanie przekuwają w dobre i ciepłe relacje z otoczeniem.
Pozbawieni fanatyzmu, misjonarskich zapędów prezentują wachlarz zachowań bezinteresownych ale kiedy pojawi się lęk przed śmiercią będą potrzebowali czasu by się z tym lękiem oswoić. To ich bardzo uwiarygadnia, nawet jeśli widz wie, że film jest pewnym zapisem historii, która miała miejsce w rzeczywistości.
Silna emocjonalnie scena picia wina przy dźwiękach Czajkowskiego będąca kulminacją filmu wieńcząca niejako wcześniejsze rozmowy o potrzebie utrzymania klasztoru w imię wiary ale i w imię zachowania własnych przekonań i standardów moralnych skonfrontowana z finalną, znacznie mniej oryginalną, żeby nie użyć określenia banalną, w moim odczuciu, wybornie równoważy, tę w gruncie rzeczy psychologiczną przypowieść o ... Ludziach Boga.
Good night, and good luck, esforty.
8/10