Jeśli komuś się uda wzbić ponad obleśną otoczkę filmu ( co mnie niestety nie do końca się udało ) prawdopodobnie wysnuje bardzo ciekawe wnioski, więc polecam, bo daje do myślenia.
Fantastyczny główny bohater, nieprawdopodobnie przekonujący, którego dziecinny płacz dawał widzowi dodatkowego kopa. Dobrze wypadło połączenie jego dziecinnej naiwności z eksperymentami na ludzkim przewodzie pokarmowym. Ponadto bardzo ciekawym wątkiem był stosunek filmowego stwórcy do jego dzieła [scena w której martin gwałci swoją stonogę]. Swoją drogą ciekawe co powiedział by Mickiewicz, na porównanie martina do Boga-artysty.
Film porusza wiele intrygujących kwestii np. czy możemy usprawiedliwić Martina jego trudnym dzieciństwem, albo jak w ogóle powinno się kwalifikować podobne twory. Czy jest to jeszcze sztuka czy raczej anty-sztuka. Jeśli zaś nazwiemy reżysera artystą, to może i stonoga z dwunastu ludzi jest sztuką?
Zakończenie zniszczyło jednak moje głębokie rozważania gombrowiczowskim:
"Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba"
Mimo wszystko zapamiętam sobie film na długo a niektóre sceny moim zdaniem powinny przejść do kanonu
-kiedy po ukończeniu stonogi zaczyna lecieć muzyka poważna
-kiedy matka chce zabić Martina ( czy dostrzegacie ile w tej scenie emocji?)
-tłumaczenie doktora zanim Martin przestrzeli mu mozg
-stosunek płciowy z własnym dzieckiem ( w sensie ludzką stonogą)
Gdybym obejrzał drugi raz z pewnością zrozumiałbym go w znacznie lepszym stopniu, ponieważ wciąż jest wiele niedomówień, lecz tak jak powiedziałem we wstępie, jestem na to za delikatny :(
7.5/10