Kiedyś Mel Brooks bawił się kinem. Pokazywał nam znane historie, parodiował filmy, a właściwie gatunki. Tym razem zajął się horrorem, a właściwie jego jednym przypadkiem - adaptacją "Frankensteina". Ale Frankenstein, albo Frankenstien Brooksa, to dzieło zupełnie inne niż klasyczne horrory. Ożywieniec nie jest potworem, a tylko człowiekiem z anormalnym mózgiem. Nie ma na sobie ani charakterystycznych zszyć, ani żądzy zabijania. A poza tym doskonałą rola Gene'a Wildera, który próbuje, jako Frankenstein stanąć preciw swemu przeznaczeniu ...