Bardzo dobry fIlm. Poczawszy od narracji, która nadaje filmowi odpowiedni klimat, poprzez świetną gre aktorska, oraz poprzez ciagle zwroty akcji, oraz scenariusz (w tym wypadku ksiazke). W filmie przeplatają się losy wielu ludzi, sa pokazane sprzeczne uczucia, zazdrosc milosc nienawisc prawda i klamstwo. FIlm bardzo odwzorowuje społeczenstwo, nasze ocenianie innych, a przy tym nie patrzac na to jak sami postepujemy. Nasza chec bycia chwalonym, docenianym czesto mylimy ze zmiana tego co kochamy i dla nas drogie. Wieczne ocenianie kogoś, obgadywanie i wciskanie nosa w nie nasze sprawy. Swienty film na wieczór.
Film naprawdę na poziomie. Zastanawia mnie jednak, dlaczego główni bohaterowie pozostali w schemacie, tkwili dalej w nieudanych związkach, skoro mogli uciec? Wiem, może się to wydać zbyt marzycielskie, ale dlaczego ludzie boją się osiągnąć szczęście?
Dla mnie właśnie o tym był ten film.
Dlaczego ludzie boją sie osiagac szczescie i trudno im uciec? Moze dlatego ze szczescie jest ta wisienka na samej gorze ciastka a po drodze jakis kucharz- imbecyl wycisna nieprzemierzona ilosc bitej smietany. A moze to chodzi o strach? O moze i o to i o to.
Z drugiej strony nie wiadomo, czy byliby tacy szczęśliwi jakby razem uciekli, może to była tylko chwilowa fascynacja i życie tych dwoja razem wyglądałoby zupełnie inaczej, a może jednak ułożyliby sobie życie. Tego się nie dowiemy, chyba że Tom Perrotta napisze kontynuacje książki :D
ps.powiedzcie mi jeszcze, czy w filmie była scena na plaży, bo widziałam zdjęcia i nie wiem, czy mam jakąś okrojoną wersję, czy może to tylko fotki promocyjne??
Zgadzam się z aga_b89 - być może była to tylko chwilowa fascynacja, nie wiadomo, czy osiągnęliby szczęście. Myślę, że i Sara, i Brad pokierowali się bardziej rozumem...
Wątek ucieczki pozostaje tajemnicą. Jednak wydaje mi się, że Sarah bardziej chciała uciec od tego monotonnego życia - od męża. To ona pierwsza dała sygnał Bradowi, że jest nim zainteresowana. Była zafascynowana nim! Jeżeli chodzi o Brada, to mamy tutaj przykład osoby, która chyba nie do końca jest dojrzała emocjonalnie. Ma wspaniałego syna, którego darzy wielkim uczuciem. No i ma żonę - bardzo ładną zresztą, ale nie potrafi z nią nawiązać zbyt głębszego kontaktu. W filmie widzimy, że Brad czuje sie osaczony przez żonę, która chce, aby ukończył studia prawnicze. On zamiast na zajęcia, jeździ sobie pooglądać chłopaków jeżdżących na deskorolkach. Czy to nie jest trochę naiwne z jego strony? Dziecinne? Moim zdaniem Sarah to kobieta zdecydowana na zmiany...natomiast Brad tylko chwilowo zafascynowany tą sytuacją.
skojarzył mi się z "Drogą do szczęścia", wydaje mi sie, że Winslet wykreowała tu podobną rolę; matki, ta rola z tych jej nieco "zaniedbanych", te zmierzwione włosy, jakie ma w "Lektorze", no w "Drodze..."
Film mnie jakoś nie urzekł, chyba ogladałam dla Kate i J. Collonely, chociaż czuć przez skorę tę genialnośc, kompozycja, aluzje, przełamywanie schematów. Po prostu chyba nie trawię filmów o amerykańskich przedmiesciach.
Wydaje mi się, że tytuł filmu ,,Małe dzieci" odnosi się do samych bohaterów - ich niedojrzałości. Spójrzcie na Brada - żonaty, wychowuje małe dziecko. Ale Brad to w głębi duszy jeszcze mały chłopiec. Moim zdaniem bardzo niedojrzały. Jego żona jest reżyserem filmów dokumentalnych i cały czas motywuje swojego męża do ukończenia studiów prawniczych. A on? Jeździ sobie popatrzeć na młodych chłopaków jeżdżących na deskorolkach! Poza tym sam nie wie, czego w życiu chce. Ale chyba nie dorosnąć...