Obejrzałam raptem 17 minut i nie jestem w stanie przebrnąć dalej. Gdzie jest ta delikatna, posłuszna, pokorna dziewczyna jaką znam z powieści Austen? Szczerze mówiąc wolę nie wiedzieć jak reżyser pociągnął dalej historię tej bohaterki, bo jej cechy charakteru w książce były podstawą dalszej fabuły. Coraz częściej widzę, że ekranizacje filmowe obdzierają książki Austen z myśli przewodniej, z tych wszystkich błyskotliwych wniosków, które można wyciągnąć z historii bohaterów. Zamiast tego zostawiają sam wątek miłosny, może jeszcze trochę podkoloryzowany, żeby nadążyć za pragnieniami współczesnego widza (któremu znudziły się już zwykłe romanse i musi je mieć otoczone tajemniczością innej epoki, żeby na nowo się z nich cieszyć). Osobiście nie mam nic do reżyserów, którzy zmieniają fabuły książek. Często jest to koniecznością. Ale zmiana całego systemu wartości i odwrócenie głównej postaci o 180 stopni? To już lekka przesada.