Z tragicznego życiorysu najsłynniejszej chyba francuskiej królowej, Sofia Coppola potrafiła skleić jedynie pozbawioną dramatyzmu, infantylną i wybrakowaną historyjkę o wiecznej dziewczynce. Reżyserka postanowiła podejść do tematu niekonwencjonalnie, ale jedyne co udało jej się w ten sposób osiągnąć, to fakt, że oprawa audiowizualna przytłacza treść. Wystawnym dekoracjom i zaskakującej punkowo-nowofalowej oprawie muzycznej poświęcono znacznie więcej uwagi niż fabule i postaciom pobocznym. Losy niesławnej królowej zostały potraktowane bardzo wybiórczo: najpierw poświęca się jej sporo miejsca po przybyciu do Wersalu, by następnie przeskakiwać całe miesiące i lata, a w końcu pozostawić ją na progu Francuskiej Rewolucji, która przesądzi przecież o jej losach. Z tak porozrzucanych okruchów fabuły wyłania się słabo zarysowany dramat młodej monarchini, który ukazuje jej zagubienie i infantylność, ale jednocześnie niemal całkowicie pomija bardziej złożone i tragiczne aspekty jej życia. Coppolę zwiodła także przywiązanie do bliskich jej aktorów - ani Kirsten Dunst ani kuzyn Jason Schwartzman nie byli w stanie udźwignąć ciężaru swoich ról.
Zgadzam się z oceną. Dodam tylko, że rozczarował mnie koniec - miałam nadzieję, że chociaż tą kwestię pani reżyser poruszyła jak należy... Niestety nie...
Na plus wysuwają mi się jedynie kostiumy i scenografia.
Pozdrawiam :)
Drodzy Państwo! Toż to nie powierzchowność scenarzysty, to duch młodości! Być może moja pobieżna znajomość historii pozwoliła mi na lepszy odbiór filmu. Wyznam Wam nawet, że przed seansem wsparłem się lekturą artykułu polskiej wiki i nie odczułem jakoś specjalnie bagatelizowania ważniejszych rozdziałów życia tej kontrowersyjnej monarchini. Powiem więcej: wydawało mi się, że jej sylwetka jest wymarzonym "materiałem" do stworzenia podobnego filmu. A obraz to bez precedensu. Gdzie indziej zobaczyć mogliśmy oderwane od podręcznikowej sztywności losy postaci historycznej tak pełne życia i kolorów?
Właśnie problem w tym, że życia w filmie Coppoli jest jak na lekarstwo. To, że zamiast tradycyjnej ścieżki dźwiękowej jest punk, nie oznacza od razu, że "Maria Antonina" przesiąknięta jest duchem wolności i nieskrępowania. Przede wszystkim forma przerasta treść, i to wielokrotnie. Nieujęcie w filmie kluczowych moim zdaniem elementów z biografii królowej odbiera jakąkolwiek siłę przekazu, a jedyne co pozostaje to mętny mtv-owski w swojej dogłębności obraz wiecznej dziewczynki, nieszczęśliwie zamkniętej w swoim świecie. No ale kogo tak naprawdę obchodzi ten aspekt, to że była infantylna i rozpuszczona, mając jednocześnie jakieś pragnienia - mało to takich panien zna współczesna popkultura?
Pozwoliłeś sobie chyba na lekką nadinterpretację moich słów. Nigdzie nie napisałem, że świeżość tego filmu opiera się na ścieżce dźwiękowej (choć przyznam: robi ona kolosalne wrażenie). Obrazowi temu przyznaję dużą wartość głównie ze względu na to, czego często brakuje filmom o podobnej tematyce. Mam tu na myśli priorytet ukazywania przestrzeni "normalnego" życia ludzkiego. Coppola poszła tą drogą aż do granic możliwości (jak na film historyczny). Oceniam to jako odważne i twórcze. Zrezygnowała z patosu, pomników i upiększeń. Opowiedziała historię osoby, która wrzucona została w sztuczne i nieprzyjazne sobie środowisko. Raz jeszcze podkreślam, że obraz ten doceniam ze względu na jego nowatorstwo. Odnoszę wrażenie, że dalszy spór byłby dyskusją nad tym czego oczekiwać musimy od filmów historycznych.