Jak dla mnie ten film trzyma poziom, do momentu pojawienia się sceny gdy jeden z bohaterów widząc uderzający piorun w pobliskie drzewo, które następnie się pali wpada na genialny pomysł: Jeśli w piec minut stworzy defibrylator i zakopie swoją siostrę żywcem ''przykryje ją ziemią' następnie jak płomień zgaśnie to ją odkopie i uratuje jej życie używając wspomnianego narzędzia to sprawi ,że demon odejdzie a ona tym samym obudzi się piękna cała i zdrowa. I tak też się staje. Pytanie: skąd on wziął taki pomysł? Nie mówiąc o Mac Gyverze. Okazuje się zatem ,że aby zabić demona nie trzeba było egzorcyzmu, jak to miało miejsce na początku filmu, tylko zwykły strzał w głowę czy tez inne zwykłe uśmiercenie. Następna sprawa dlaczego pojawił się Mega Demon i jego Slayer skoro nie zabito 5 osób? No chyba ,że pies też się liczy. Śmieszne jest też to ,że ten niby najpotężniejszy Demon okazuję się być zwykłym zombiakiem w dodatku słabym. Było dobrze niestety zabrakło ostatnich 30 minut :(